Jasno i klarownie przedstawione pojęcie memu i rozprzestrzeniania się idei. Jeśli użyć tej teorii (memetyki) do rozumienia zdarzeń zachodzących w świecie, zaskakująco wiele rzeczy staje się jasne.
Mem – jest podstawową jednostką transmisji kulturowej. [...] Jest analogiczną do genu jednostką spuścizny kulturowej [...] jest złożonym pojęciem, które ewoluuje i rozprzestrzenia się podobnie jak organizmy żywe, przy czym środowiskiem jego życia są umysły ludzi.
Fragment dotyczący wpływu treści mediów na nasze widzenie świata:
W roku 1992 w Stanach Zjednoczonych 37 776 ludzi zginęło od postrzału, a 40 982 osoby straciły życie w wypadkach samochodowych. [źródło: „Advance Report of final Mortality Statistics, 1992" w Monthly Vital Statistics Report, tom 43, nr 6, suplement, z 22 marca 1995; by US Health Department]. Wystarczy rzucić okiem na gazetę, by zorientować się, że kwestii broni palnej poświęca się dużo więcej miejsca niż niebezpieczeństwom związanym z transportem samochodowym - mimo że prawie połowa zgonów od kuli to samobójstwa. Nie chcę przez to powiedzieć, że niepotrzebnie się tyle mówi o pistoletach i rewolwerach - w końcu jest to względnie nowy i coraz większy problem, podczas gdy do zagrożeń komunikacyjnych zdążyliśmy już przywyknąć - a tylko to, że nierealnie oceniamy grożące niebezpieczeństwo.
Nietrudno obliczyć, ze prawdopodobieństwo tego, iż statystyczny mieszkaniec Stanów Zjednoczonych zginie w wypadku samochodowym, wynosiło w omawianym roku 1:6224, natomiast dla zgonów spowodowanych użyciem broni palnej (z wyłączeniem samobójstw) było ponad dwa razy mniejsze - 1:13 005. Jeśli nie należysz do grupy ryzyka, a więc nie jesteś ani przestępcą ani policjantem, prawdopodobieństwo zmniejsza się jeszcze bardziej. A czego ludzie boją się bardziej: pistoletów czy samochodów?
Większość bardziej obawia się broni palnej. Jedną z przyczyn tego zjawiska jest zapewne odwrócenie przez media proporcji zagrożeń. Wykrzywiony obraz powoduje, że opinia publiczna domaga się od polityków zdecydowanego działania; uzyskuje jedynie to, że politycy licytują się w propozycjach niezbyt udanych rozwiązań.
Spróbujmy uzmysłowić sobie, co to właściwie znaczy, że prawdopodobieństwo czyjejś śmierci wynosi 1:6 500 albo 1:13 000. Przypuśćmy, że jesteś jednym z 650 mieszkańców wysepki na południowym Pacyfiku. Zarabiasz na życie łowieniem ryb w lazurowych wodach, otaczających Twoją cudowną krainę. Mniam, mniam, pyszne rybki! Niestety, raz na dziesięć lat zabłąkany rekin przepływa obok wyspy i zjada rybaka - i tak właśnie wygląda prawdopodobieństwo, że pożre Cię rekin. Mniej więcej takie samo było prawdopodobieństwo śmierci w wypadku samochodowym w 1992 roku.
Raz na dwadzieścia la dwóch mieszkańców Twojej wyspy wdaje się w sprzeczkę z powodu ryby, a może kobiety, i jeden z nich przeszywa drugiego włócznią. Mniej więcej tak samo kształtuje się prawdopodobieństwo gwałtownej śmierci z użyciem broni, wynoszące w 1992 roku w Stanach Zjednoczonych 1:13 000.
To doprawdy smutne wydarzenia, o których mówi się na wyspie przez kilka dni, ale nie są one życiowym problemem większości mieszkańców. Zdarzają się, odchodzą w przeszłość, życie zaś toczy się dalej.
Ale teraz wyobraź sobie, że jest 392 000 takich wysp jak Twoja, połączonych siecią telewizyjną WKI (Wyspiarski Kanał Informacyjny). Razem na wszystkich wyspach mieszkałoby około 254 milionów osób, czyli mniej więcej tyle, ile mają obecnie Stany Zjednoczone. I oto co wieczór WKI podaje, że tego dnia 107 osób zostało pożartych przez rekiny, 54 osoby natomiast zginęły od ciosu włóczni. Pojawienie się telewizji zmieniło niespodziewanie obraz świata: życie przestaje być sielanką przerywaną raz na kilka lat sporadyczną tragedią - staje się pełnym strachu, morderstw i przemocy koszmarem.
Interesujące, prawda? Wystarczyło wprowadzić telewizję, żeby zmienić wyobrażenie ludzi o własnym świecie, w którym nie przybyło przecież rekinów ani zabójców. Co się stało?