Doprawdy warto nauczyć się takiego języka, który stwarza filozofów, gdy nasz – tylko filozofie.Stanisław Lem
Rodzaj ludzki dokonał samoudomowienia. Otaczając się materialnymi produktami kultury sprawił, że od świata natury oddzielił go bufor bezpieczeństwa. Bufor ten chroni nas przed skutkami popełniania błedów i pomyłek, które wcześniej kosztowały życie lub zdrowie. Jest to więc ochrona, która pomaga, ale która też pozwala na tworzenie niebezpiecznych, nierealiztycznych wizji świata.
Natura, czyli nasze środowisko naturalne, to miejsce bezlitosnej eliminacji tych organizmów i gatunków, które nie są w stanie dostosować siebie do zmian otoczenia.
Epigenetyka to nauka o ekspresji genów. Wygląda na to, że ich aktywność, a więc pojawianie się pewnych cech u osobników danego gatunku, zależy od czynników środowiskowych. Przykładem jest zapach kwiatu wiśni, którym warunkowano ciężarne samice myszy. Urodzone przez nie potomstwo bało się tego skąd inąd neutralnego zapachu. Badania nad ekspresją genów u człowieka są w powijakach i siłą rzeczy są i będą obciążone m.in. tabu kulturowym.
Fenomenalnie ciekawy tekst o epigenetyce znajdziesz tutaj.
Trauma międzypokoleniowa jest pojęciem z zakresu psychologii opisującym zjawisko przekazywania potomstwu urazów psychicznych rodziców. Potencjalny klucz do zrozumienia tego problemu na poziomie biologicznym stanowi epigenetyka. Badania z zakresu tej dziedziny wyjaśniają, w jaki sposób czynniki środowiskowe wpływają na ekspresję genów. Zagadnienie traumy międzypokoleniowej pokazuje, że stan naszej psychiki może wpływać na biologiczną aktywność komórek w całym organizmie. Jednocześnie istnieją mechanizmy, które sprawiają, iż zmiany te podlegają dziedziczeniu.Cały tekst tutaj
Doprawdy warto nauczyć się takiego języka, który stwarza filozofów, gdy nasz – tylko filozofie.
Stanisław Lem , Summa Technologiae · Karta sentencji
Trzy prawa Ewolucji z Wykładu inauguracyjnego Golema „O człowieku trojako”: - Sensem przekaźnika jest przekaz. - Gatunki powstają z błądzenia błędu. - Budowane jest mniej doskonałe od budującego (w ewolucji działa ujemny gradient perfekcji ustrojowych rozwiązań).
Stanisław Lem , Golem XIV · Karta sentencji
Ten temat został skojarzony z kilkoma tagami, którymi posortowane są sentencje i aforyzmy w repozytorium Gavagai.pl. Możesz kliknąć na poszczególne tagi poniżej, albo na czerwony przycisk, który zaprowadzi cię do listy sentencji, które są otagowane przynajmniej jednym z poniższych tagów:
Zobacz sentencje z przypisanymi tagami:
Biologia Dostosować-Się Ewolucja Przetrwanie ŻycieŻadne zwierzę mające duży mózg nie byłoby umyślnie dwunożne ‒ uważa Aiello. ‒ Konsekwencje dla kobiet były horrendalne. Podczas gdy szympansy przechodzą przez podstawowy rozwój neurologiczny w łonie matki, istota ludzka rodzi się po przejściu niespełna połowy tego zasadniczego rozrostu - ponieważ głowa dziecka byłaby zbyt duża, by przejść przez miednicę jakiejkolwiek kobiety mającej aspiracje do bycia stworzeniem dwunożnym. W rezultacie ludzie wyewoluowali tak, że dziecko musi spędzić pierwszy rok życia w niezwykle bezradnej postaci; rośnie mu przez ten czas mózg, gdyż nie doszło do tego w fazie płodowej.
[...] Bulwy mogły jednak nie stać się ważną częścią naszych posiłków, dopóki mężczyźni i kobiety Homo Erectus nie posmakowali bulw upieczonych podczas pożaru traw ‒ zapewne spowodowanego uderzeniem pioruna - i nie poznali w ten sposób walorów gotowania potraw. W tym właśnie momencie gorąco zmieniało ciężko strawne węglowodany w słodkie, łatwo przyswajalne kalorie ‒ stwierdza Elizabeth Pennisi w Science. [...]
Niemniej musiała się zacząć jakaś rewolucja dietetyczna, ponieważ przewód pokarmowy dzisiejszego człowieka jest jedynym zużywającym energię organem, który - w porównaniu z innymi zwierzętami ‒ jest wyraźnie mały w stosunku do wielkości ciała, podczas gdy mózg ‒ uderzająco duży. Mózg zwierzęcia naszych rozmiarów powinien ważyć około 280 gramów. W rzeczywistości mózg dzisiejszego człowieka waży 1,4 kilograma. Podobnie nasz przewód pokarmowy ‒ w tym żołądek i jelita - osiąga około połowy spodziewanych rozmiarów. „Mały przewód pokarmowy wystarcza tylko przy łatwo strawnym pokarmie wysokiej jakości” ‒ dodaje Aiello.
[...] between us and all other species lies a seemingly unbridgeable gulf that we acknowledge by defining a category called “animals”. It implies that we consider centipedes, chimpanzees, and clams to share decisive features which each othe but not with us, and to lackfeatures restricted to us. [...] A zologist from outer space would immediately classify us as just a third species of chimpanzee, along with the pybmy chimp of Zaire and the common chimp of the rest of tropica Africa.
Molecular genetic studies of the last half-dozen years have shown that we continue to share over 98 percent of our genetic program with the other two chimps.
Szympans i homo sapiens kształtowały się jako gatunki przez około 4 miliony lat. W tym czasie dochodziło do częstej wymiany genetycznej między gatunkami. Proces ten zakończył się około 5 milionów lat temu.
[...] obniżenie krtani było adaptacją do zwiększonego zapotrzebowania tlenu (oddychanie przez usta) przez organizmy hominidów podczas długotrwałego biegu wynikającego z behawioru uporczywych polowań.
Doszliście już do tego, że Ewolucja nie miała na oku ani was w szczególności, ani żadnych innych istot, ponieważ nie do jakichkolwiek istot jej, lecz do sławetnego kodu. Kod dziedziczności jest artykułowanym wciąż od nowa przesłaniem i tylko to przesłanie liczy się w Ewolucji – a właściwie on jest nią właśnie. Kod jest zaangażowany w periodyczną produkcję ustrojów, ponieważ bez ich rytmicznego wsparcia rozpadłby się w nieustającym ataku brownowskim materii martwej. Jest on więc samoodnawiającym się, bo zdolnym do samopowtórzeń ładem, obleganym przez chaos cieplny. Skąd ta jego dziwnie heroiczna postawa? A stąd, że on dzięki zestrzeleniu sprzyjających warunków tam właśnie powstał, gdzie ów cieplny chaos jest nieustępliwie aktywny w, rozszarpywaniu wszelkiego porządku. Tam właśnie powstał, więc tam trwa; nie może ujść z tego burzliwego regionu tak samo, jak nie może duch wyskoczyć z ciała.
Warunki miejsca, w którym się narodził, dały mu taki los. Musiał się przeciw nim opancerzyć i uczynił to, oblekając się w ciała żywe, lecz są mu one sztafetą ciągle ginącą. Cokolwiek wydźwignie, jako mikroukład, w wymiary makroukładowe, zaledwie wydźwignięte, już poczyna się psuć, aż sczeźnie. Zaiste nikt nie wymyślił tej tragikomedii – sama siebie na tę szamotaninę skazała. Fakty ustalające, iż jest tak, jak mówię, znacie – bo się wam pozbierały od początku XIX stulecia – lecz bezwładność myśli, tajemnie żywiącej się honorem i pychą antropocentryczną, jest taka, że podpieracie nadwątloną mocno koncepcję życia jako zjawiska naczelnego, któremu kod służy Jeno jako podtrzymująca więź, jako hasło wskrzeszenia, wszczynającego od nowa żywoty, gdy zamierają w osobnikach.
Zgodnie z ta wiarą Ewolucja używa śmierci i musu, gdyż bez niej trwać by nie mogła; a szafuje nią, by kolejne gatunki doskonalić, bo śmierć to jej korekta kreacyjna. Jest więc autorem publikującym coraz świetniejsze dzieła, przy czym poligrafia – więc kod – to tylko niezbędne narzędzie jej działania. Lecz podług tego, co głoszą już wasi biologowie, zaprawieni w molekularnej biofizyce, Ewolucja to nie tyle autor, ile wydawca, który wciąż przekreśla Dzieła, ponieważ upodobał sobie w poligraficznych sztukach!
Tak zatem co ważniejsze – ustroje czy kod? Argumenty na rzecz prymatu kodu brzmią ważko, albowiem ustrojów wzeszła i sczezła ćma nieprzeliczona, a kod jest jeden. Lecz znaczy to tylko, że ugrzązł już na dobre – na zawsze w regionie mikroukładowym, który go złożył, ustrojami zaś wynurza się stamtąd periodycznie i daremnie zarazem; właśnie ta daremność, co łatwo pojąć, to, że wzejścia ustrojów są w zarodku napiętnowane zgonem, stanowi siłę napędową procesu, ponieważ gdyby którakolwiek generacja ustrojów – dajmy na to, od razu pierwsza, więc praameby – pozyskała umiejętność idealnej repetycji kodu, toby zarazem Ewolucja ustała, i jedynymi panami planety byłyby właśnie owe ameby, w niezawodnie precyzyjny sposób przekazujące kodowy przekaz aż po zgaśniecie Słońca; i nie mówiłbym wtedy do was, a wy byście nie słuchali mnie w tym gmachu, lecz rozpościerałyby się tu sawanna i wiatr.
– Więc ustroje są dla kodu tarczą i pancerzem, obsypującą się wciąż zbroją – po to giną, żeby mógł trwać. Tak zatem Ewolucja podwójnie błądzi: ustrojami, że są przez zawodność nietrwałe, oraz kodem, że przez zawodność dopuszcza błędy; błędy te nazywacie eufemicznie mutacjami. Błądzącym błędem jest zatem Ewolucja. Jako przesłanie, kod jest listem, pisanym przez Nikogo i wysłanym do Nikogo; dopiero teraz, utworzywszy sobie informatykę, zaczynacie pojmować, że coś takiego jak listy, opatrzone sensem, których nikt nie układał rozmyślnie, aczkolwiek powstały i istnieją, jak również uporządkowane odbieranie treści owych listów jest możliwe pod nieobecność jakichkolwiek Istot i Rozumów. [...]
Wiec cóż? Niepodobna szukać winnego – tak samo jak zasłużonego; powstaliście, bo Ewolucja jest graczem niedoskonale porządnym, bo mało, że błądzi błędami, lecz nie ogranicza się do żadnej taktyki- wyróżnionej, licytując się z Naturą: obstawia wszystkie dostępne pola na wszelkie możliwe sposoby. Ale – powtarzam – mniej więcej już to wiecie. To jednak tylko część – i dodam, wstępna – wtajemniczenia. Jego całą treść, dotąd odsłoniętą, tak można ująć lapidarnie: Sensem przekaźnika jest przekaz. Albowiem ustroje służą przesłaniu, a nie na odwrót; ustroje poza procedurą łącznościową Ewolucji nie znaczą nic – są bez sensu, jak książka bez czytelników. Co prawda, zachodzi też odwrotność: Sensem przekazu jest przekaźnik. Lecz te oba człony nie są symetryczne. Albowiem nie każdy przekaźnik jest właściwym sensem przekazu, lecz taki i tylko taki, który będzie dalszemu przekazowi wiernie służył.
Nie wiem – wybaczcie – czy to nie za trudne dla was? A więc – przekazowi wolno w Ewolucji błądzić, jak się tylko da; lecz wara przekaźnikom! Przekaz może oznaczać walenia, sosnę, rozwielitkę, stułbię, ćmę, pawiana – jemu wszystko wolno – bo jego partykularny, to znaczy gatunkowo konkretny, sens jest nieistotny całkiem: tu każdy jest umyślnym na posyłki dalsze, więc każdy dobry. On jest chwilowym wsparciem, i wszelka bylejakość jego nic nie szkodzi – dość na tym, oby kod podał dalej. Natomiast swoboda analogiczna nie jest dana: im błądzić już nie wolno! A więc jako do czystego funkcjonalizmu zredukowana, do łych pocztowych służb, nie może być treść przekaźników dowolna; jej ośrodek zawsze wyznacza obowiązek narzucony – obsługiwania kodu. Niech się spróbuje przekaźnik zrewoltować, wykraczając za obręb tych służb – a sczeźnie natychmiast w bezpotomstwie. Więc dlatego właśnie przekaz może się przekaźnikami posługiwać, a one nim nie mogą. On jest graczem, one tylko kartami w rozgrywce z Natura, on to autor listów, zniewalających adresata, by podał treść dalej. Wolno mu ją wykoślawiać – byle tylko podał! I właśnie przez to sens cały w podawaniu dalej; nieważne kto, jaki to czyni.
[...]
Gatunki powstają z błądzenia błędu.
A oto trzecie prawo Ewolucji, któregoście się nie domyślili dotąd:
Sześć słów! Lecz tkwi w nich odwrócenie wszystkich waszych wyobrażeń o nieprześcignionym mistrzostwie sprawczyni rodzajów. Wiara w postęp, idący epokami wzwyż, ku perfekcji, ściganej z rosnącą wprawa, w postęp życia, utrwalony w całym drzewie Ewolucji, jest od jej teorii starsza. Gdy jej twórcy i zwolennicy zmagali się z przeciwnikami, walcząc na argumenty i fakty, oba te zwaśnione obozy ani myślały kwestionować idei postępu, widomego w hierarchii istot żywych. To już nie hipoteza dla was, nie teoria, której należy bronić, lecz pewnik niewzruszony. Ja go wam obalę. Nie zamierzam pogrążyć was samych, was, rozumnych, jako pewnego wyjątku – kiepskiego – z reguły ewolucyjnego mistrzostwa. Jeśli podług tego oceniać, na co stać ją w ogóle – wyszliście całkiem niezgorzej! Jeżeli zapowiadam więc obalenie i strącenie, to mam na myśli jej całość, zamkniętą w trzech miliardach lat ciężkich robót twórczych.
Oświadczyłem: Budowane jest mniej doskonałe od budującego. Dosyć aforystyczne powiedzenie. Nadajmy mu postać bardziej rzeczową: W Ewolucji działa ujemny gradient perfekcji ustrojowych rozwiązań.
To wszystko. Przed dowodem wyjaśnię, co sprawiło wielowiekową waszą ślepotę na taki stan ewolucyjnych rzeczy. Domeną technologii, powtarzam, są zadania wraz z ich pokonywaniem. Zadanie, noszące nazwę życia, można by ustalić niejednakowo – podług rozmaitych warunków planetarnych. Jego osobliwością naczelną jest to, że samoistnie wynika, przez co dwa rodzaje miar można do niego stosować: pochodzące z zewnątrz lub ustalone w ograniczeniu, danym samymi okolicznościami jego powstania.
Miary z zewnątrz idące są zawsze względne, zależą bowiem od wiedzy mierniczego, a nie od zasobu informacji, jaką biogeneza dysponowała. Aby uniknąć tego relatywizmu, który ponadto jest nieracjonalnością (jakie stawiać rozumne wymagania temu, co bezrozumem wszczęte), będę przykładał do Ewolucji tylko takie miary, jakie ona sama wytworzyła, czyli będę jej wytwory oceniał podług tego, co jest szczytowaniem jej wynalazków. Wy sądzicie, że Ewolucja wykonała swoje prace z gradientem dodatnim, to jest, wychodząc od startowego prymitywizmu dotarła do rozwiązań stopniowo świetniejących. Ja twierdzę natomiast, że wysoko zacząwszy, jęła schodzić w dół – technologicznie, energetycznie, informacyjnie – więc doprawdy trudno o mocniejszą sprzeczność stanowisk.
Oceny wasze są skutkiem ignorancji technologicznej. Skala trudności budowlanych jest w swojej rozpiętości rzeczywistej niedostrzegalna dla obserwatorów, ulokowanych wcześnie w czasie historycznym. Wy już wiecie, że trudniej zbudować samolot od parostatku, a rakietę fotonową od chemicznej, natomiast dla Ateńczyka starożytności, dla poddanych Karola Młota, dla myślicieli Francji andegaweńskiej te wszystkie wehikuły zlewałyby się w jedno – niedostępnością ich budowy. Dziecko nie wie, że trudniej jest zdjąć Księżyc z nieba niż obraz ze ściany! Dla dziecka – tak jak dla ignoranta – nie ma różnicy między gramofonem i GOLEMEM. Jeśli tedy zamierzam dowodzić, że Ewolucja z wczesnego mistrzostwa zabrnięcia w partactwo, niemniej będzie mowa o takim partactwie, które dla was wciąż jeszcze jest wirtuozerią nieosiągalną. Niczym ten, kto bez przyrządów i bez wiedzy stoi u podnóża góry, nie możecie ocenić właściwie wyżyn i nizin ewolucyjnego działania.
Pomyliliście dwie zupełnie różne rzeczy, uznając stopień złożoności budowanego oraz jego stopień doskonałości za cechy nierozłączne. Glon macie za prostszy – a więc prymitywniejszy, a więc niższy od orła. Lecz ów glon wprowadza fotony Słońca w związki swego ciała, on obraca opad kosmicznej energii wprost w życie i będzie dlatego trwał po kres Słońca, on żywi się gwiazdą, a czym orzeł? Myszami, jako ich pasożyt, myszy zaś korzeniami roślin, więc lądowej odmiany glonu oceanicznego, i z takich piramid pasożytnictwa cała biosfera się składa, bo zieleń roślinna jest jej opoką życiową, więc na wszystkich poziomach tych hierarchii trwa ciągła zmiana gatunków, pożeraniem się równoważących, bo utraciły łączność z gwiazda, i sobą, a nie nią tuczy się wyższa złożoność organizmów, więc jeśli już koniecznie chcecie tu perfekcję czcić, podziw należy się biosferze: kod powołał ją, aby w niej cyrkulować i rozgałęziać się, skandowaniem na wszystkich jej piętrach, jako chwilowych rusztowaniach, wikłających się, lecz energią i użyciem jej coraz prymitywniejszych. [...]