Szare masy społeczeństwa są zwykle znacznie bardziej prymitywne niż sobie wyobrażamy. Propaganda zatem musi być przede wszystkim prosta i powtarzana wielokrotnie. Na dalsza metę ten tylko osiągnie podstawowe rezultaty w oddziaływaniu na opinię publiczną, kto potrafi sprowadzić problemy do najprostszej postaci, i kto ma odwagę, żeby zawsze powtarzać je w uproszczonej formie, pomimo sprzeciwu intelektualistów.Joseph Goebbels
W świecie idei, myśli, przekonań, i systemów społecznych politycznych i religijnych ma miejsce dobór naturalny. Przetrwają te idee, narody, religie, które są najbardziej żywotne i najskuteczniej się rozprzestrzenią – terytorialnie i ilościowo.
Przetrwa ten system myślowy, który pozwoli swoim nosicielom lepiej, skuteczniej walczyć o przestrzeń, zasoby. Niestety nie ma w tym nic ze szlachetności, jedynie dobór naturalny. Albo inaczej – ze szlachetności jest tyle ile włożą do tego procesu świadome jego jednostki.
Propaganda – to termin, którego pierwsze udokumentowane użycie w XVII wieku. Wtedy ówczesny papież Grzegorz XV założył biuro propagandowe, którego celem było nakłanianie ludzi do przyjmowania nauki Kościoła Rzymskokatolickiego.
Początkowo propaganda była rozumiana jako rozpowszechnianie stronniczych poglądów i idei przy pomocy najczęściej kłamstwa i podstępów. Współcześnie znaczenie słowa propaganda objęło także sugestię i wywieranie wpływu przez manipulację symbolami i z wykorzystaniem mechanizmów psychologicznych. Celem nowoczesnej propagandy jest nie informowanie i oświecanie, ale przekonywanie mas do określonej idei lub zachowań.
Państwa, narody, grupy religijne należy uznać za istoty żywe wyższego rzędu, dla których poszczególni ludzie są elementami w podobny sposób w jaki komórki stanowią budulec tkanek, narządów i w końcu całego organizmu. Specjalizacja zadań w obrębie społeczeństwa jest z gruntu analogiczna do tego co dzieje się w organizmie biologicznym.
Wszystkie te byty są niszą, w której żyją, ewoluują i rozprzestrzeniają się memy i idee. Środowiskiem życia idei są umysły żywych ludzi, ale także w szerszym sensie – całe społeczeństwa.
Pojedynczy człowiek, czy też lepiej: indywiduum, nie jest istotnym czynnikiem i podmiotem w przeobrażeniach obyczajów, etyki, polityki. Jest to w tym sensie, że jest tylko nośnikiem idei, które sobie zracjonalizował, uznał za słuszne i własne.
Wszystkie te zjawiska zachodzą na poziomie rzeczywistości innym niż ten, w którym przyzwyczailiśmy się myśleć na co dzień. Nasze nawyki myślowe, perspektywa osobista, nie pozwala nam myśleć poprawnie o sposobie zachowania, relacjach, i regułach z jakimi wzajemnie wpływają na siebie idee.
Widzimy rozmaite zjawiska społeczne: sprawę aborcji, sprawę łapówek czy cokolwiek innego i wydaje nam się, że jest to Rzeczywistość. Nic bardziej mylnego. – Widzimy tylko to, co jest przydatne/interesujące z naszej ograniczonej perspektywy społecznej, finansowej, światopoglądowej,
Przykład: zawodowy kierowca autobusu nie jest w stanie wyliczyć konsekwencji sformułowania ogólnej teorii względności Einsteina.. Nie widzimy tych aspektów sprawy, które nie zostały nam należycie naświetlone
Przykład: możemy poprzeć system wolnego rynku pozwoleniami na emisję ditlenku węgla nie zdając sobie sprawy, że tym samym zgadzamy się na nałożenie bezpośredniego podatku Unii Europejskiej na producentów energii, a kwestia szkodliwości emisji CO2 jest niezwykle kontrowersyjna i bynajmniej nie udowodniona.
– poprzez uwarunkowania nabyte w procesie wychowania, nie widzimy tych aspektów, które mogłyby zaszkodzić naszym nauczycielom, lub ludziom, którzy wywierają na nas ukryty wpływ
Przykład: osoba karana laniem w dzieciństwie uzna, że taki system jest słuszny i konieczny dla prawidłowego rozwoju dziecka.
Innymi słowy, która jest popychana przez siły które są światem i rzeczywistością, a których nazwanie przekracza możliwości opisania językiem potocznym i często wykracza poza możliwości pojmowania danej osoby.
Oko widzi tylko to, co umysł gotowy jest przyjąć.
Your eyes see only what your mind is prepared to comprehend. 你的眼睛只看得到那些你的心裡已準備好要去理解的東西。
Henri Bergson
I tu jest pułapka – jeśli mamy kłopoty z opisaniem czegoś, to zazwyczaj przestajemy o tym myśleć, koncentrujemy się na czymś innym, bądź naciągamy nazwę jakiegoś innego zjawiska na to, czego pojąć nie jesteśmy władni. Najczęściej jednak pozwalamy, aby wytyczne działania formułowali za nas inni.
Aby w miarę poprawnie analizować to, co dzieje się w polityce, etyce, rozumieć strukturę wszelkich debat publicznych, należy pamiętać o poniższym:
1. Nie ma prawd absolutnych, które funkcjonują zawsze i wszędzie. Są tylko modele które lepiej lub gorzej pasują do danej sytuacji. Ludzie nadają nazwy modelom, a odbiorcy traktują to jako nazwy określające konkretne zdarzenia.
Traktuj to jako zmiany fazowe, które opisują przejścia miedzy stanem stałym, ciekłym a gazowym – rzekł Pernak. – Prawa dla gazów sprawdzają się tylko w pewnym ograniczonym zakresie. Jeśli będziesz próbował ekstrapolować je zbyt daleko, otrzymasz zwariowane wyniki, w rodzaju objętości osiągającej wartość zerową, i tak dalej. W rzeczywistości nie może to nastąpić, ponieważ gaz przechodzi w ciecz, zanim osiągnie tą granicę. A wtedy następują zachowania inne jakościowo, z nowymi własnymi prawami. [...]
James P. Hogantwórczość
2. Powyższe dotyczy także czasu ważności jakiejś prawdy. Prawda może być absolutna, ale nie dla jakiejś wyidealizowanej okoliczności, nie dla całej grupy zdarzeń, tylko dla POJEDYNCZEGO zdarzenia.
Tworzenie nazw, a raczej ufanie nazwom, jest wielkim błędem.
Przykład: wolny rynek w ekonomii. We współczesnej sytuacji rynkowej taki rynek nie istnieje – bowiem każda ingerencja państwa sprawia, że już nie jest wolny na mocy samej definicji.
3. Prawdziwość bądź fałszywość przypisywać należy nie zdaniu, ale wypowiedzeniu tego zdania.
Wystarczy prosty przykład: Zdanie „Jest jasno" prawdziwie oddaje obraz rzeczywistości tylko w określonym momencie czasu. Samo zdanie jest uproszczeniem zdania, które w całej pełni brzmi. „Dzisiaj o godz. 14.00 w Warszawie jest jasno."
Panuje dzisiaj powszechne przekonanie, że wraz z upadkiem państw komunistycznych, na czele z ZSRS, komunizm definitywnie się skończył. Wyprowadzono sztandar PZPR z Sali Kongresowej w Warszawie i komuniści w niesławie opuścili "arenę dziejów". Być może z wyjątkiem odległych Korei Północnej czy Kuby, może Chin. Nic bardziej błędnego. Obalenie muru berlińskiego czy ogłoszenie w telewizji w 1989 roku przez znaną aktorkę końca ery komunizmu to były wielkie spektakle medialne świadczące o skuteczności oddziaływania komunistycznej propagandy. Komunizm nie tylko nie upadł, ale wręcz przeciwnie, przybierając znacznie groźniejszą postać, odrodził się jak feniks z popiołów.
Komunizm zmutował. "Tradycyjny" marksizm został co prawda zarzucony jako nieskuteczny, ale dzisiaj jego miejsce zajęła "diabelsko" pomyślana i dalece skuteczniejsza od "starego", "zużytego" komunizmu ideologia. Jest nią neomarksizm. Nazwa "neomarksizm" jest trochę myląca, ponieważ kojarzy się ze zbankrutowaną ideologią marksistowską. Jednak neomarksizm niewiele przypomina swoje korzenie. Prawdę mówiąc, tylko nazwa jest podobna. Neomarksizm stoi w opozycji do marksizmu. Neomarksizm "skasował" i wyrzucił "dziadka" Marksa z jego koncepcją rewolucji na czele. Z bardzo prostego powodu: bo się nie sprawdziła albo też, jak chcą inni, wyczerpał się jej rewolucyjny potencjał. Rewolucja zaprojektowana przez Marksa miała bowiem polegać na wykorzystaniu zbuntowanego proletariatu, czyli robotników i chłopów, do tego, by siłą obalić państwo burżuazyjne i odebrać władzę kapitalistycznym "krwiopijcom". Dokładnie tak, jak zrobił to Lenin w Rosji w 1917 roku, podczas rewolucji październikowej. Otóż obalanie "kapitalizmu" leninowskimi metodami, przy użyciu przemocy, nie interesuje neomarksistów. Oni pozakładali garnitury i posłali swoje dzieci do elitarnych szkół, ponieważ stosowanie przemocy w praktyce rewolucyjnej nie przyniosło spodziewanych rezultatów. "Jest jedna rzecz - pisał czołowy ideolog neomarksizmu Herbert Marcuse - którą możemy powiedzieć z całkowitą pewnością. Tradycyjny model rewolucji i tradycyjna strategia rewolucji się skończyły. Te pomysły są staromodne (...). To, co musimy przedsięwziąć, to jest typ przenikającej i rozproszonej dezintegracji systemu"1. Co to oznacza w praktyce? Oznacza zniszczenie, by użyć marksistowskiego slangu, "burżuazyjnej kultury z jej instytucjami stanowiącymi źródło zniewolenia dla człowieka", czyli destrukcję religii, rodziny, szkoły, tradycyjnych norm moralnych, obyczajowych i estetycznych. Skuteczną metodę przeprowadzenia - jak to ujął Marcuse - "dezintegracji systemu" wymyślił, trzeba to podkreślić, najgenialniejszy w XX wieku marksistowski strateg. Był nim włoski marksista Antonio Gramsci. Jeszcze przed II wojną światową dokonał kluczowego dla istoty neomarksizmu odkrycia, mianowicie zdefiniował rozstrzygające znaczenie "nadbudowy", czyli kultury, dla sprawy zwycięstwa socjalizmu, opracowując niezwykle groźną strategię obalenia przez socjalizm państwa kapitalistycznego bez użycia przemocy.
Proletariat, któremu Marks przeznaczył "zaszczytną" rolę awangardy rewolucji, zawiódł komunistów. "Lud pracujący miast i wsi" okazał się "niewdzięczny" i nie pokochał komunizmu szczerą miłością. Gramsci odkrył przyczynę tak niefortunnego obrotu spraw. To chrześcijaństwo, które "zdominowało" cywilizację europejską, stało się tym "zaczynem demoralizacji" klasy robotniczej. Aby "idee socjalizmu" zwyciężyły, należy uprzednio wykorzenić chrześcijaństwo z duszy "robotnika". Klasa robotnicza - przekonuje Gramsci - musi uzbroić się w cierpliwość, droga do zwycięstwa prowadzi bowiem przez "zainfekowanie" kultury poszczególnych narodów "(za)duchem" socjalizmu, zamiast stosowania nieskutecznej na dłuższą metę przemocy. Ten powolny proces rewolucyjny ma ostatecznie doprowadzić do emancypacji "mas ludowych", czyli do trwałej zmiany mentalnej społeczeństwa w taki sposób, aby świadomie, demokratycznie, z własnej i nieprzymuszonej woli odrzuciło "stare" normy moralne, obyczajowe, estetyczne, odrzuciło tradycyjne wartości i utożsamiło się z nowymi, socjalistycznymi, uznając je za swoje własne. Ten plan programowej dechrystianizacji Gramsci nazwał hegemonią kulturową. Proces mentalnej transformacji społeczeństwa musi trwać dość długo, gdyż nowoczesne państwa demokratyczne - tłumaczy protoplasta neomarksizmu - posiadają skomplikowaną strukturę obronną przypominającą "system okopów i fortyfikacji" w "wojnie pozycyjnej"2. "Szkolnictwo wszystkich stopni i Kościół to w każdym kraju dwie najpotężniejsze organizacje kulturalne" - pisał na temat wspomnianej struktury w "Zeszytach więziennych". "Po nich idą dzienniki, czasopisma, wydawnictwa, prywatne instytucje wychowawcze, zarówno te, które są uzupełnieniem szkoły państwowej, jak i instytucje kulturalne typu uniwersytetów ludowych. Inne zawody (...) stanowią pewien nieobojętny fragment życia kulturalnego. Należą tu na przykład lekarze, oficerowie armii, pracownicy sądownictwa. (...) Najbardziej typową z tych kategorii intelektualistów jest kler monopolizujący przez długi czas (...) rozległą i ważną dziedzinę: ideologię religijną, czyli filozofię i naukę epoki wraz ze szkołą, nauczaniem, moralnością, wymiarem sprawiedliwości, dobroczynnością, opieką społeczną itd."3. W innym miejscu Gramsci stawia pytanie: "Cóż może przeciwstawić klasa nowatorska temu gigantycznemu kompleksowi szańców i fortyfikacji klasy panującej?". I odpowiada: "Ducha rozłamu" [spirito di scissione]4, czyli stopniowe fabrykowanie "demokratycznej zgody", "przyzwolenia", "konsensusu" w społeczeństwie na dominację idei socjalistycznych. Owo "fabrykowanie zgody" odbywa się poprzez "naturalizację" ideologii socjalizmu, gdy zostaje ona "znaturalizowana", postrzegana jest przez społeczeństwo jako zespół "zdroworozsądkowych" i "przezroczystych" poglądów. Jednak emancypacja nie może się dokonać wysiłkiem samego "ludu". "Masy" bez udziału inteligencji - podkreślał Gramsci - nie mogą samodzielnie wypracować świadomości rewolucyjnej. To zadanie powierzył "intelektualistom organicznym", czyli grupie ludzi nadających swoim działaniem charakter i kierunek rozwoju społeczeństwa. To ludzie zajmujący "kierownicze" stanowiska w newralgicznych, ze względu na prawidłowe funkcjonowanie społeczeństwa obywatelskiego, instytucjach. A więc dyrektorzy różnego typu szkół, rektorzy, nauczyciele, przedstawiciele instytucji religijnych, prezesi fundacji, przedstawiciele mediów, kierownicy domów kultury, właściciele dyskotek, prezesi wspólnot mieszkaniowych, a nawet tak - wydawałoby się - marginalnych "odcinków frontu ideologicznego", jak związki wędkarskie, miejskie biblioteki czy punkty skupu buraków. Są po to, aby kontrolować dobór i ekspozycję książek w tejże bibliotece lub określać sposób ustalania cen płodów rolnych dostarczanych do skupu przez rolników. Wywołany przez owych "intelektualistów organicznych" "ruch zbiorowy" stanowić ma "proces molekularny", który doprowadzi do "intelektualnej i moralnej reformy całego społeczeństwa", czyli do odchrześcijanienia, i to jeszcze zanim "klasa robotnicza" przejmie władzę polityczną w państwie5.
Strategia emancypacji społeczeństwa, czyli odchrześcijanienia, opracowana przez Antonia Gramsciego, posiada swoje głębokie uzasadnienie ideologiczne, ale przede wszystkim religijne. Włoski marksista, kładąc podwaliny pod współczesny neomarksizm, był przekonany o niemożności pogodzenia wiary chrześcijańskiej i socjalizmu. W 1916 roku polemizując z poglądami pewnej grupy młodych socjalistów, którzy naiwnie usiłowali łączyć socjalizm z chrześcijaństwem, dowodząc, że socjalizm jest spadkobiercą słów Chrystusa o "miłosierdziu i braterstwie", Gramsci stwierdza zdecydowanie przeciwstawność tych dwóch wizji świata. "Idea socjalizmu chrześcijańskiego to kwadratura koła. Socjalizm jest teoretyczną negacją i praktyczną likwidacją religii: SOCJALIZM JEST WŁAŚNIE RELIGIĄ, która musi zabić (ammazzare) chrześcijaństwo"6. I dalej tłumaczy: Socjalizm jest religią, "ponieważ wyparł ze świadomości ludzi transcendentnego Boga katolików, zastępując go wiarą w człowieka i jego najlepsze siły twórcze jako jedyną rzeczywistość duchową. Naszą ewangelią jest ta filozofia nowoczesna, (...) która obywa się bez hipotezy Boga w wizji świata, która tylko w historii upatruje swą podstawę, w historii, której jesteśmy wytworami, jeśli chodzi o przeszłość, i twórcami, jeśli chodzi o przyszłość"7. Antonio Gramsci w powyżej zacytowanych zdaniach, pochodzących ze zbioru artykułów opublikowanych pod wspólnym tytułem "Sotto la mole", klarownie określił relację socjalizmu do chrześcijaństwa, a w szczególności do katolicyzmu. Dla włoskiego marksisty to nie zbór protestancki czy synagoga, ale Kościół katolicki jest siłą antyrewolucyjną, wrogą wobec socjalistycznego ruchu robotniczego.
Kościół katolicki, jak też i inne instytucje kulturotwórcze społeczeństwa obywatelskiego w cywilizacji Zachodu, stanowią - wedle ideologii neomarksistowskiej - struktury tak zwane autorytarne. Ten charakterystyczny dla neomarksistowskiego języka termin pochodzi od szkoły frankfurckiej, która zaatakowała "autorytet" jako najgroźniejszą przyczynę społecznych patologii. Jeżeli Marks w swojej teorii rewolucji piętnem "wroga klasowego" naznaczył "kapitalistę" i "kułaka", to ideolodzy neomarksizmu tę samą rolę przypisali tak zwanej "osobowości autorytarnej". Okazało się, że praprzyczyną tego - jak twierdzą - "zaburzenia psychicznego" jest tradycyjny dla cywilizacji Zachodu model rodziny oparty na autorytecie władzy rodzicielskiej wobec dzieci, który prowadzić ma do wykształcenia w dziecku "niebezpiecznej" i "wadliwej" "osobowości autorytarnej". "Autorytarne" relacje pomiędzy rodzicem i dzieckiem mają charakter represyjny wobec dziecka, ponieważ tłumią jego naturę, co w konsekwencji pociąga za sobą - jak twierdzą neomarksiści - stłumienie w ogóle ludzkiej natury. Skutkiem tego jest ujawnienie się postaw autorytarnych w całym społeczeństwie i w państwie. Taką genezę posiadał narodowy socjalizm w Niemczech. Te same konotacje - wedle neomarksistów - miała epoka średniowiecza chrześcijańskiego, czyli czasów "religijnej hegemonii", które to okresy stanowią czas nasilonego antysemityzmu. Ludzie wychowani w oparciu o tradycyjny model wychowawczy, czyli posiadający "osobowość autorytarną", to wrogowie klasowi neomarksistowskiej rewolucji kulturalnej. "Patologiczne" skłonności tych "osobników" prowadzą do całej gamy najróżniejszych "odchyleń", między innymi: nietolerancji, ksenofobii, rasizmu, nazizmu, nacjonalizmu, homofobii, faszyzmu, na czele z niewybaczalną "zbrodnią" antysemityzmu. Aby wykorzenić "osobowość autorytarną" ze społeczeństwa, jednym z podstawowych "dogmatów" neomarksizmu jest doprowadzenie do rozbicia tradycyjnego modelu rodziny. Uczeni ze szkoły frankfurckiej głosili, że: "Nawet częściowe zachwianie autorytetu władzy rodzicielskiej w rodzinie mogłoby przyczynić się do zwiększenia gotowości młodego pokolenia do tego, by mogło zaakceptować społeczne zmiany"8. O jakie zmiany zatem chodzi? Jaki model osobowości (czy społeczeństwa) proponuje neomarksizm, zamiast "wadliwej" i "niebezpiecznej" "osobowości autorytarnej"? Antytezą "wroga rewolucji", czyli tak zwanej autorytarnej osobowości, jest "nieautorytarna osobowość". Jest to z kolei "odwołująca się do natury", "nonkonformistyczna", "refleksyjna jaźń", "osobowość niedogmatyczna", "osobowość tolerancyjna" wobec wszelkiej odmienności, a jednocześnie stojąca w opozycji do społeczeństwa. Neomarksiści doszli do przekonania, że to właśnie "osobowość tolerancyjna" stanie się siłą zdolną do "realnej zmiany istniejącego porządku". Osobowość ta przetrwała jedynie w samej indywidualnej jednostce, która przyjęła postawę krytyczną wobec tradycyjnych norm kulturowych9.
Zdaniem Gramsciego, jakakolwiek klasa, która pragnie dominować w nowoczesnych warunkach, musi wyjść poza obszar swoich własnych, wąsko rozumianych "ekonomiczno-korporacyjnych" interesów, i w celu osiągnięcia intelektualnego i moralnego przywództwa musi zawrzeć sojusze, a także pozostawać w gotowości do kompromisów z wieloma siłami społecznymi. Sojusz ten - pisze Gramsci - stawia na porządku dziennym "zagadnienie 'hegemonii proletariatu', czyli społecznej bazy dyktatury proletariatu i państwa robotniczego. Proletariat może stać się klasą robotniczą i dominującą w tej mierze, w jakiej uda mu się stworzyć system sojuszów klas, który by mu pozwolił zmobilizować przeciwko kapitalizmowi i państwu burżuazyjnemu większość ludności pracującej"10. Gramsci wskazywał na konieczność zawiązywania sojuszy z niekomunistycznymi ugrupowaniami lewicowymi, co miałoby być niezbędnym warunkiem dla zwycięstwa komunistów. W skład tych ugrupowań wchodzą między innymi ruchy feministyczne, ekstremistyczne organizacje ochrony środowiska, tzw. ruchy obrony praw obywatelskich, propagatorzy internacjonalizmu, zwolennicy Kościoła tzw. otwartego. Te grupy, wraz z organizacjami jawnie komunistycznymi, tworzą razem jednolity, szeroki front walki ideologicznej w celu przeprowadzenia transformacji "starej" kultury chrześcijańskiej poprzez kryptorewolucyjny proces emancypacji społeczeństwa.
"Tradycyjny" komunistyczny proletariat - jak twierdził Gramsci - został zepsuty przez chrześcijaństwo, ale także przez kapitalizm lub faszyzm - dopowiadają uczeni ze szkoły frankfurckiej - ponieważ rozwój dużych przedsiębiorstw przemysłowych i przemysłu kulturalnego w okresie późnego kapitalizmu zniszczył u większości ludzi wewnętrzną wrażliwość, zdolność refleksji, która umożliwiłaby "zrozumienie własnej winy" i stawiłaby opór siłom wiodącym do antysemityzmu11. Kto zatem stawi opór "siłom wiodącym do antysemityzmu" i nada się do pełnienia roli nowej "klasy rewolucyjnej" w neomarksistowskiej rewolucji? Ten, kto będzie ucieleśnieniem "osobowości tolerancyjnej". Ów warunek wypełnia doskonale nowa "klasa uciśniona" przez "autorytarne" społeczeństwa Zachodu, a więc wszystkie "ofiary" tak zwanej nietolerancji i dyskryminacji: kobiety, studenci, dzieci, młodzież, kryminaliści, mniejszości seksualne, etniczne, narodowe, imigranci, nie wyłączając lumpenproletariatu12. Ich opozycja - zdaniem Marcusego - będzie miała rewolucyjny charakter nawet wtedy, gdy nie będą mieli tej świadomości, bowiem "są oni podstawową siłą, która naruszy elementarne reguły gry"13. Należy zwrócić uwagę na to, że pomiędzy wymienionymi powyżej "mniejszościami" występuje swoista wspólnota interesów. Pisze na ten temat Agnieszka Kołakowska w artykule zatytułowanym "Brygady politycznej poprawności": "Teza, że zjawiska antysemityzmu i mizoginizmu są w jakiś podstawowy sposób spokrewnione, opiera się na założeniu, iż (a) przynależność do grupy mniejszościowej określa nas w sposób podstawowy; (b) najważniejszym doświadczeniem takiej przynależności jest doświadczenie prześladowania; (c) doświadczenie prześladowania - jak wynika z (a) i (b) - jest tym, co w podstawowy sposób określa i łączy wszystkich członków wszystkich tych grup; (d) jedynie człowiek, który należy do (jakiejś) mniejszości, może zrozumieć innego człowieka, który należy do (tej lub innej) mniejszości. Innymi słowy: 'Prześladowani wszystkich mniejszości, łączcie się!'. Wszystko jedno, o jakiego rodzaju prześladowanie chodzi: obowiązkiem prześladowanych, czyli mniejszości, jest solidarność wobec wszelkich innych mniejszości, czyli prześladowanych. (...) Ja zatem, jako (wiecznie prześladowana) kobieta, powinnam popierać wartości, dążenia i roszczenia wszystkich innych prześladowanych, czyli mniejszości. Okazuje się jednak, że mniejszości nie tylko p o w i n n y być między sobą solidarne, lecz po prostu takimi s ą, z samej swojej natury. (Niejasne jest, co było założeniem, a co wnioskiem: czy powinny takie być, ponieważ takie są, czy też takie są, ponieważ takie być powinny. W obu wypadkach logika wywodu jest, mówiąc delikatnie, wadliwa). Członek mniejszości, który nie solidaryzuje się wyraźnie z innymi 'prześladowanymi' tego świata, który pozwala sobie na kwestionowanie ich wartości, dążeń czy roszczeń, jest postrzegany jako perwersyjny, zwyrodniały. Jeszcze krok podobnej logiki i już za powyższym (d) czyha (e): człowiek, który należy do (jakiejś) mniejszości, n i e m o ż e n i e rozumieć człowieka należącego do (tej lub innej) mniejszości. Tak też, pokrętną i logicznie dość zaskakującą drogą, można dojść do przekonania (...), że kobieta w sposób aprioryczny n i e m o ż e być antysemitą"14. Owe mniejszości połączono "wspólnotą" interesów, a następnie zaprzęgnięto je do rewolucyjnej walki - jak pisał Marcuse - niekoniecznie w sposób przez nie uświadomiony, jako ów nowy proletariat. Owe "prześladowane mniejszości" cynicznie wykorzystywane były i są przez neomarksistów do "kreciej roboty", do podkopywania i obalenia tradycyjnych norm kulturowych poprzez uderzanie w zbiorowości ludzkie, takie jak chrześcijaństwo, naród i rodzina, które powstały - jak chcą neomarksiści - w wyniku wykształcenia się patologicznej "osobowości autorytarnej". To na tym polega pozorny chaos wokół nas, na tym polega "rozproszona dezintegracja systemu", o której pisał Marcuse, kiedy mówił o nowej koncepcji rewolucji.
Multimilioner Hermann Weil, handlarz zbożem z Ameryki Południowej, doradca cesarza niemieckiego Wilhelma II, w roku 1923 finansuje powołanie do życia pierwszego w Europie Zachodniej instytutu marksizmu pod nazwą Instytutu Badań Społecznych, popularnie nazywanego "szkołą frankfurcką". Paradoksem jest jednak to, że "czystej krwi" kapitalista finansuje przedsięwzięcie stawiające sobie za cel "ożywienie marksizmu", marksizmu, który przecież ustanowił tegoż kapitalistę swoim głównym wrogiem klasowym! Okazuje się więc, że pierwszy w Europie, ale także niezwykle wpływowy instytut marksizmu nie powstał z inicjatywy marksistów, ale z inicjatywy wielkiego kapitału! Paradoks ów próbuje wyjaśnić Antoni Malinowski w książce "Szkoła frankfurcka a marksizm", pisząc: "Jak wiadomo, jednym z argumentów mających nakłonić Hermanna Weila do sfinansowania utworzenia Instytutu był argument o potrzebie prowadzenia studiów nad antysemityzmem w Niemczech. Realizację tego zadania rozpoczęto dopiero w połowie lat czterdziestych"16. Problem narastającego antysemityzmu i faszyzmu w Europie stał się wówczas dla uczonych ze szkoły frankfurckiej bodaj najbardziej palącym, a zarazem aktualnym. Jego rozwiązanie miało stanowić opracowanie teorii "osobowości autorytarnej" jako przyczyny i źródła "postaw antysemickich" w społeczeństwach Zachodu. Jest to jeden z ważniejszych jeśli nie najważniejszy element neomarksistowskiej doktryny rewolucyjnej. W swoim najgłębszym wymiarze działania neomarksistowskich uczonych ze szkoły frankfurckiej są nakierowane na przemianę zachodnich społeczeństw, tak aby stały się odporne na antysemityzm. Dlatego, że koniec antysemityzmu jest postrzegany przez neomarksistów jako konieczny warunek wstępny do dzieła "wyzwolenia ludzkości" i zbudowania utopijnego "społeczeństwa przyszłości". W przyszłym społeczeństwie "osobowość tolerancyjna" zajmie miejsce potępionej "osobowości autorytarnej", stając się jednocześnie niezbędnym wzorcem kulturowym w budowie doskonałego ustroju państwa. Społeczeństwo uwolnione od "patologii antysemityzmu" będzie społeczeństwem hołdującym radykalnemu indywidualizmowi i akceptacji pluralizmu. Ma to być ustrój, w którym wszystko, co ludzi w jakikolwiek sposób ze sobą integruje, od patriotyzmu poprzez religię, aż do rodziny i rasy, zostanie odrzucone jako przejaw społecznej lub indywidualnej patologii, której źródło stanowi "osobowość autorytarna". Dlatego "receptą" neomarksizmu dla przyszłego ustroju państwa nie jest klasyczny marksistowski socjalizm, ale jego mutacja w postaci socjalizmu liberalnego, gdyż jest ideowo "nieprzychylny" budowaniu społeczeństwa jako spójnej, jednolitej zbiorowości. Natomiast wszelka "odmienność" w projektowanym "społeczeństwie przyszłości" będzie traktowana jako norma kulturowa.
Na obecnym "etapie dziejów" w państwach tak zwanej demokracji liberalnej mamy do czynienia z intensywnym procesem rewolucyjnym zwanym "transformacją ustrojową". Decyzja o transformacji ustrojowej, którą w Polsce rozpoczęto w 1989 roku, sprawiła, że wszyscy marksiści, komuniści, leniniści, trockiści i pezetpeerowcy, błyskawicznie, jak za "dotknięciem czarodziejskiej różdżki", "przeflancowali się", stając się "rasowymi" liberałami i zagorzałymi zwolennikami ustroju demokratycznego. Chyba nikt dzisiaj nie ma już złudzeń co do szczerości tej nagłej metamorfozy. Była to odpowiedź na wezwanie "ducha czasu" do kontynuowania "pochodu rewolucji", aż do pełnego zwycięstwa. Dzisiaj owi "wieczni rewolucjoniści" mają nowego "Marksa". Jest nim Marcuse i szkoła frankfurcka. Rewolucja marksistowska "zmutowała", ale nadal trwa i ma się tak dobrze, jak nigdy dotąd w historii ruchu rewolucyjnego. Wczoraj walczyli o demokrację socjalistyczną, dzisiaj "biją się" o demokrację liberalną. Zrezygnowano z Marksa i Lenina, ale "zaprzęgnięto" do pracy Antonia Gramsciego, który z procesu "transformacji" społecznej w obszarze kultury uczynił najpotężniejszą broń skierowaną przeciwko społeczeństwu.
1 H. Marcuse, La sociedad carnivora, Galerna, Buenos Aires, 1969; za: Raymond V. Raehn, The Historical Roots of Political Correctness, The Free Congress Research and Education Foundation, s. 3; zob. też: Patrick J. Buchanan, Śmierć Zachodu: jak wymierające populacje i inwazje imigrantów zagrażają naszemu krajowi i naszej cywilizacji, tłum. Danuta Konik, Jerzy Morka, Jan Przybył, Wrocław, Wektory 2005, s. 86.
2 Zob. A. Gramsci, Pisma wybrane, t. I, tłum. B. Sieroszewska, Książka i Wiedza 1961, s. 585-586.
3 Tamże, s. 26.
4 A. Gramsci, Pisma wybrane, t. II, tłum. B. Sieroszewska, Książka i Wiedza 1961, s. 429.
5 Zob. S. Krzemień-Ojak, Wprowadzenie, do: Antonio Gramsci, Zeszyty filozoficzne, tłum. B. Sieroszewska i J. Szymanowska, PWN 1991, s. XXIII.
6 A. Gramsci, Audacia e fede (1916), Sotto la mole 1916-1920, Einaudi, 1960, 1971, s. 148, za: M. Nowaczyk, Marksizm a religia w młodzieńczych pismach Gramsciego, "Euhemer - przegląd religioznawczy", 1973, nr 3 (89), s. 64.
7 Tamże.
8 Zob. M. Jay, The Dialectical Imagination. A history of the Frankfurt School and the Institute of Social Research 1923-1950, Canada 1973, s. 135.
9 J.B. Maier, Contribution to a critique of Critical Theory, w: Foundations of the Frankfurt School of Social Research, red. J. Marcus i Z. Tar, New Brunswick 1984, s. 45.
10 A. Gramsci, Sprawy Południa, w: Pisma wybrane, t. II, dz. cyt., s. 154-155.
11 T.W. Adorno, The Authoritarian Personality, s. 198, za: K. MacDonald, The Culture of Critique: An Evolutionary Analysis of Jewish Involvement in Twentieth-Century Intellectual and Political Movements, Praeger 1998, s. 159-160.
12 H. Marcuse, Der eindimensionale Mensch. Studien zur Ideologie der fortgeschrittenen Industriegesellschaft, Neuwied-Berlin 1967, s. 267, za: tamże, s. 360.
13 Tamże.
14 A. Kołakowska, Brygady politycznej poprawności, w: "Rzeczpospolita" (29.01.2000).
15 Instytut Badań Społecznych we Frankfurcie nad Menem powstał w oparciu o założony wcześniej w Rosji bolszewickiej w Moskwie Instytutu Marksa - Engelsa.
16 A. Malinowski, Szkoła frankfurcka a marksizm, Warszawa 1979, s. 65-66.
17 Zob. H. Kiereś, Trzy socjalizmy, Lublin 2000.
Autor jest doktorantem w Katedrze Filozofii Kultury KUL.
Człowieka bezbronnym wobec manipulacji czyni bałagan w myśleniu.
(Bez rodowodu) · Karta sentencji
Szare masy społeczeństwa są zwykle znacznie bardziej prymitywne niż sobie wyobrażamy. Propaganda zatem musi być przede wszystkim prosta i powtarzana wielokrotnie. Na dalsza metę ten tylko osiągnie podstawowe rezultaty w oddziaływaniu na opinię publiczną, kto potrafi sprowadzić problemy do najprostszej postaci, i kto ma odwagę, żeby zawsze powtarzać je w uproszczonej formie, pomimo sprzeciwu intelektualistów.
Joseph Goebbels · Karta sentencji
Oko widzi tylko to, co umysł gotowy jest przyjąć.
The eye sees only what the mind is prepared to comprehend.
你的眼睛只看得到那些你的心裡已準備好要去理解的東西.
Henri Bergson · Karta sentencji
Ten temat został skojarzony z kilkoma tagami, którymi posortowane są sentencje i aforyzmy w repozytorium Gavagai.pl. Możesz kliknąć na poszczególne tagi poniżej, albo na czerwony przycisk, który zaprowadzi cię do listy sentencji, które są otagowane przynajmniej jednym z poniższych tagów:
Zobacz sentencje z przypisanymi tagami:
Język Manipulacja SpołeczeństwoTeoria wpływu pośredniego.
Człowieka bezbronnym wobec manipulacji czyni bałagan w myśleniu. Jeśli zmusi się go, by wątpił w stabilne prawdy życiowe, jeśli wyłączy się „zdrowy rozsądek”, w czym pomagają nam media, zwłaszcza telewizja, jednostka staje się bezbronna i w rezultacie jej ambicją jest tylko myślenie tak, jak myślą inne osoby, które z kolej myślą tylko to, co nakazują im media.
Warunkiem skuteczności manipulowania świadomością jest wykorzenienie, odrzucenie przeszłości, tradycji. Człowiek pozbawiony swojego naturalnego środowiska, bez swojej grupy, rodziny, ojczyzny i historycznych więzi, który odrzucił tradycyjne bariery kulturowe, wyeliminował wszystkie zakazy i tabu właściwe społeczeństwu tradycyjnemu i w to miejsce stworzył etykę jedyną i uniwersalną, staje się bezsilny wobec dezinformacji.
Pozwól, że ja o coś spytam. W jakich okolicznościach grupa ma moralne prawo uczynić coś, co byłoby niemorale w wykonaniu pojedynczego jej członka?
- Eee... podchwytliwe pytanie.
- Podstawowe pytanie, droga Wyoming. Kluczowe pytanie, trafiające w sedno całego dylematu władzy. Każdy kto odpowie na nie uczciwie i będzie żyć w zgodzie ze swą odpowiedzią, wie , w co wierzy – i za co może umrzeć.
Wyoh zmarszczyła brwi. – „Niemoralne w wykonaniu pojedynczego członka..." – powtórzyła. – Profesorze... jakie pan ma poglądy polityczne?
– Czy mogę najpierw spytać o twoje? O ile potrafisz je określić.
– Oczywiście że potrafię! Jestem za Piątą Międzyarodówką, tak jak większość organizacji. Och, nie odrzucamy nikogo, kto dąży do tego co my; głosimy zjednoczony front. Są wśród nas komuniści, czwartomiędzynarodówkowcy, ruddyści, socjetanie, jednopodatkowcy i cała reszta. Ale nie jestem marksitką; u nas w Piątej obowiązuje program praktyczny. Sektor prywatny tam, gdzie jego miejsce, państwowy tam, gdzie jest potrzebny, z zastrzeżeniem, że wszystko zależy od sytuacji. Bez doktrynierstwa. – Kara śmierci?
– Za co?
– Powiedzmy za zdradę. Przeciwko Lunie, kiedy będzie wolna.
– Jaka zdradę? Nie znając okoliczności, nie mogę niczego deklarować
– Ani ja, droga Wyoming. Ale uważam, że w pewnych okolicznościach kara śmierci jest niezbędna... z jedną różnicą. Nie zwoływałbym sądu; sam osądziłbym, wydał wyrok i wykonał go, i przyjął pełną odpowiedzialność.
– Ale... profesorze, jakie pan ma przekonania polityczne?
– Jestem racjonalnym anarchistą. [...] Racjonalny anarchista wierzy, że pojęcia w rodzaju „państwa" , „społeczeństwa" , „rządu" istnieją na tyle jedynie, na ile fizycznie objawiają się w działaniach samo-odpowiedzialnych jednostek. Wierzy on, że nie sposób zrzucić winę, przenieść winę, dzielić winę... gdyż wina, odpowiedzialność i czyn to zjawiska występujące wewnątrz pojedynczych ludzi i nigdzie indziej. Lecz jako osoba racjonalna wie on także, że nie wszyscy ludzie podzielają jego przekonania, próbuje więc prowadzić doskonałe życie w niedoskonałym świecie... świadom, że jego wysiłki muszą być niezupełnie doskonałe, lecz nie zrażony samowiedzą własnej porażki.
[...]Ale Profesor nie wyglądał na zmartwionego. Rozmawiał z plutonami reporterów, uśmiechał się do niezliczonych kamer, składał oświadczenia, oznajmiał światu, że ufa Narodom Sfederowanym, że jest pewien, że nasze słuszne postulaty zostaną spełnione i że pragnie podziękować „Przyjaciołom Wolnej Luny" za wspaniałą pomoc, jaką okazali, przedstawiając ludziom dobrej woli na Terra prawdę o naszym małym, lecz dzielnym narodzie.
P.W.L. składali się ze Stu, pewnego biura badania opinii publicznej, kilku tysięcy zawodowych podpisywaczy petycji i wielkiej kupy hongkongijskich dolarów. [...]
Jasno i klarownie przedstawione pojęcie memu i rozprzestrzeniania się idei. Jeśli użyć tej teorii (memetyki) do rozumienia zdarzeń zachodzących w świecie, zaskakująco wiele rzeczy staje się jasne.
Mem – jest podstawową jednostką transmisji kulturowej. [...] Jest analogiczną do genu jednostką spuścizny kulturowej [...] jest złożonym pojęciem, które ewoluuje i rozprzestrzenia się podobnie jak organizmy żywe, przy czym środowiskiem jego życia są umysły ludzi.