Nie wiem, dokąd zmierzam, ale jestem w drodze.Carl Sagan
Główną tezą książki Samuela P. Huntingtona jest stwierdzenie, że kultura i tożsamość kulturowa, będąca w szerokim pojęciu tożsamością cywilizacji, kształtują wzorce spójności i konfliktu na świecie, jaki nastał po zimnej wojnie. W kolejnych częściach swojej książki stara się zarysować implikacje płynące z rozwinięć tej tezy. Huntington zauważa, że:
Narody i poszczególni ludzie próbują udzielać sobie odpowiedzi na najbardziej podstawowe pytanie: kim jesteśmy?. W swoich odpowiedziach odwołują się do tego, co najwięcej dla nich znaczy. Określają się w kategoriach pochodzenia, religii, języka, historii, wartości, obyczajów. Identyfikują się z grupami kulturowymi takimi jak plemiona, grupa etniczna, wspólnota religijna, naród, a w najszerszym wymiarze – z cywilizacjami. W dalszej części pracy postaram się dostarczyć argumentów dla tezy mówiącej, że w pierwszej połowie XXI wieku to właśnie cywilizacja stanie się głównym wymiarem identyfikacji.
The illiterate of the future will not be the person who cannot read. It will be the person who does not know how to learn. You can use all the quantitative data you can get, but you still have to distrust it and use your own intelligence and judgment. It is better to err on the side of daring than the side of caution.
Przewrotność była produktem całego obłąkańczego systemu, którego wojsko było tylko częścią ” systemu, który toczył wojny, by bronić pokoju, i zniewalał narody wyzwalając je; który podawał nienawiść i chęć odwetu za wolę wszechmiłującego Boga, a w umysły dzieci wbijał litanie do tegoż Boga, który palił i torturował heretyków, głosząc wszechwybaczenie; uczynił grzech z miłości, a cnotę z morderstwa i wynosił do władzy szaleńców, wymagając od rządzących takich cech, jakich nie mógł mieć zdrowy umysł.
Przemysł farmaceutyczny mnoży listę schorzeń. Oczywiście tych, które opłaca się leczyć najdroższymi specyfikami
Choroby są dziś jedną z nielicznych, kwitnących gałęzi gospodarki. Firmom farmaceutycznym powodzi się doskonale, zyski zapewnia im masowa sprzedaż środków na obniżenie ciśnienia oraz poziomu cholesterolu. Do tego dochodzi jeszcze sprzedaż innych popularnych leków: Viagra na impotencję utrzymuje obroty koncernu Pfizer na niezmiennie wysokim poziomie, ważną pozycją w ofercie firmy Novartis jest Ritalin, podawany nadpobudliwym dzieciom. Nie można też zapominać o lekach poprawiających nastrój, jak Prozac i inne podobne produkty, które sprzedają się znakomicie.
U dzieci, które dawniej były po prostu wiercipiętami, teraz stwierdza się ADHD – zespół nadpobudliwości psychoruchowej. Mężczyźni cierpią na zaburzenia wzwodu, leczone za pomocą małej niebieskiej pigułki. Panom w średnim wieku, dawniej uchodzącym za opryskliwych, obecnie daje się we znaki męska menopauza i potrzebują kuracji hormonalnej.
Krytycy koncernów farmaceutycznych opisują cały proces – od wykrycia jakiegoś zaburzenia, poprzez uznanie go za chorobę, aż po masowe przepisywanie leku – jako obmyślony ze szczegółami rytuał, w którym lekarzom i pacjentom przypada rola naiwnych statystów.
Rolę reżysera odgrywa przemysł farmaceutyczny. Leki, przeznaczone do masowej sprzedaży, adresuje się do określonej, licznej grupy odbiorców i wprowadza na rynek. Trend polega na tym, by każdą reakcję psychiczną, jak również najnormalniejsze zjawiska, związane np. ze starzeniem się, uznać za chorobę– po to, by móc sprzedawać leki, które mają jej zaradzić.
Czy naprawdę jesteśmy tacy chorzy, jak nam wmawia "przemysł zdrowia"? Oczywiście że nie – piszą Kurt Langbeins i Bert Ehgartner w książce pt. "Das Medizinkartell" (Kartel medyczny). "Przemysł farmaceutyczny, jak również uzależnione od niego zespoły badawcze – piszą autorzy książki – są na najlepszej drodze do tego, by ze wszystkich zamożnych ludzi na tej planecie zrobić pacjentów".
Część badań prowadzonych w fabrycznych laboratoriach ma istotnie na celu leczenie chorych, zwłaszcza bogatych lub chociaż ubezpieczonych. Ogromna większość badań – zdaniem krytyków – koncentruje się jednak wokół kwestii, jak dogodzić ludziom zdrowym: dostarczyć im pigułek, które pozwolą jeść wszelkie smakołyki bez przybierania na wadze lub cieszyć się potencją przez 24 godziny na dobę. To u tej klienteli można liczyć na prawdziwy zarobek.
A biedni? Oni w razie choroby tracą pracę i ubezpieczenie, więc nie stać ich na lekarstwa. Czasem wyzdrowieją, czasem umrą– ale nie są to dobrzy klienci.
Po co więc inwestować czas i pieniądze w poszukiwanie leków dla nich? Pytanie wydaje się cyniczne, niemniej jednak warto przyjrzeć się liczbom. 70 proc. mieszkańców naszego globu żyje w tropikach. Mieszkańcom tych krajów, przeważnie biednym, grożą choroby tropikalne, które zabijają lub rujnują zdrowie milionów ludzi.
Tymczasem spośród 1223 nowych leków, dopuszczonych do sprzedaży w latach 1975-1996, zaledwie 13 było przeznaczonych do leczenia chorób tropikalnych. A z tych 13 tylko 4 – słownie cztery – zostały wyprodukowane przez firmy farmaceutyczne. Pozostałe 9 było owocem badań finansowanych z funduszy publicznych.
Przez wiele lat szczepienia przeciw tak groźnym dawniej chorobom zakaźnym dawały ludziom poczucie bezpieczeństwa. Gdy w latach 50. zaczęły się szczepienia przeciw paraliżowi dziecięcemu, budzącemu dawniej taki lęk, uczucie ulgi było tak wielkie, że w wielu amerykańskich miasteczkach bito w dzwony, by upamiętnić to wydarzenie.
Obecnie, pół wieku później, słowo "szczepionka" brzmi w uszach ekspertów jak sygnał alarmowy. Trzej naukowcy– Henry Miller i Stanley Falkow ze Stanford University oraz Rino Rappuoli zakładów Chiron, które specjalizują się w produkcji szczepionek – w artykule zamieszczonym w fachowym piśmie "Science" alarmują, że historia sukcesów w walce z chorobami zakaźnymi może wkrótce dobiec końca. Piszą: "Gorzka prawda jest taka, że przyszłość szczepionek jest niepewna. Ci, którzy są w stanie produkować szczepionki, stracili do tego zapał".
W 1967 r. w USA było 37 producentów szczepionek, obecnie ich liczba zmalała do dziesięciu. Również w Europie firmy unikają ich produkcji prawie tak, jak choroby zakaźnej. Sam dźwięk słowa "szczepionka" odstrasza banki i inwestorów. Przyczyna tej niechęci do produktów, które niegdyś pozwoliły ludzkości uwolnić się od największych plag, jest prosta: na szczepionkach można niewiele zarobić. Przynoszą one w skali globalnej tylko 6,5 mld dolarów, czyli zaledwie 2 proc. obrotów przemysłu farmaceutycznego. Co więcej, muszą spełniać szczególnie rygorystyczne wymagania.
W USA już od miesięcy odczuwa się dotkliwy brak szczepionek przeciw klasycznym chorobom dziecięcym. Brakuje ośmiu spośród jedenastu ważnych szczepionek – tak że terminy obowiązkowych szczepień trzeba było przedłużyć. Amerykański Ośrodek Kontroli Epidemiologicznej i Prewencji (CDC), który mówi wręcz o "katastrofie w zakresie szczepień", zaczął wręcz racjonować szczepionki przeciw dyfterytowi i tężcowi i wydzielać je tylko wybranym ośrodkom. Problemy zaczęły się, gdy jeden z dwóch tylko wytwórców tej szczepionki w Stanach po 50 latach zaprzestał produkcji.
Tak więc nasze poczucie bezpieczeństwa płynące z przeświadczenia, że nie zagrozi nam już tężec czy koklusz, okazuje się złudne. Niewiele brakuje, aby zapomniane już zmory powróciły. – Jeśli ten problem nie zostanie rozwiązany, dzieci będą chorować i umierać– ostrzega Louis Cooper, prezydent American Academy of Pediatrics.
W tej dramatycznej sytuacji CDC szuka możliwości zapewnienia dostaw szczepionek na przyszłość. Rozważa się prowadzenie pod auspicjami i za pieniądze rządu odpowiednich programów badawczych, albo też ulgi podatkowe dla producentów. Tymczasem mało intratne dla firm farmaceutycznych szczepionki są niezwykle opłacalne z punktu widzenia gospodarki narodowej. Według badań amerykańskiej Akademii Nauk każdy dolar zainwestowany w produkcję potrójnej szczepionki przeciw odrze, śwince i różyczce przynosi 16 dolarów zysku. Tyle bowiem wyniósłby koszt leczenia chorych dzieci oraz straty poniesione wskutek nieobecności ich rodziców w pracy.
Problem braku szczepionek zaczyna dawać się we znaki również w Niemczech. Regularnie występują braki szczepionek sezonowych, jak szczepionka przeciw grypie.
- W Niemczech wciąż się wierzy siłom wolnego rynku– mówi Johannes Löwer, szef Instytutu Paula Ehrlicha, do którego od ponad stu lat należy zaopatrzenie w szczepionki i surowice.– Tymczasem my nie możemy już znaleźć producenta, który byłby gotów zająć się wyrobem nielicznych szczepionek, na przykład surowic przeciw jadowi niektórych węży. Nie widzę możliwości rozwiązania tego problemu.
- Süddeutsche Zeitung
Film College Conspiracy o łupieżczym systemie edukacyjnym w USA
Program Frondy o upadku znaczenia rodziny w Szwecji.
Pokazane jest podejście Szwedów do mniejszości seksualnych, dzieci, rodziny, pogrzebów.
Pokazane jest, jak Szwecja staje się przodownikiem socjalizmu w Europie.
Przyjmuję, że:
(1) "Ogromna większość aktów spółkowania u naszego gatunku ma na celu nie płodzenie potomstwa, lecz wzajemne dostarczanie sobie przez dwójkę partnerów satysfakcji seksualnej i cementowanie w ten sposób więzi między nimi. Wniosek stąd oczywisty, że uprawianie przez taką dwójkę seksu w celach wyłącznie erotycznych nie jest wcale jakimś wymyślnym dekadenckim obyczajem wynalezionym przez nowoczesną cywilizację, lecz głęboko zakorzenioną, ewolucyjnie uzasadnioną i biologicznie zdrową tendencją naszego gatunku" (zob. Desmond Morris, Naga małpa, Warszawa 1997, s. 82).
(2) "Jeśli populacje ludzkie nadal zwiększać się będą w obecnym przerażającym tempie, wywoła to gwałtowny wzrost agresywności . . . Dowiodły tego niezbicie doświadczenia laboratoryjne. Nadmierne przeludnienie wywoła społeczne stresy i napięcia, które zdruzgocą organizacje naszych społeczności, zanim jeszcze zdąży ono zagłodzić nas na śmierć" (zob. tamże, s. 196). "Badania prowadzone nad innymi gatunkami w warunkach eksperymentalnie wywołanego zatłoczenia wykazały, że nadchodzi moment, kiedy rozrost zagęszczenia osiąga taki stopień, iż niszczy całą strukturę społeczną. . . . Nasz gatunek szybko zmierza ku takiej właśnie sytuacji. . . . Rozwiązanie problemu jest oczywiste: "powinniśmy obniżyć tempo rozrodu". (zob. tamże, s. 116-117; wyróżnienie moje– B.C.). "Najlepszym sposobem zapewnienia ogólnoświatowego pokoju jest szerokie propagowanie zapobiegania i przerywania ciąży. . . . Zapobieganie ciąży jest . . . bardziej godne polecenia, wszelkie więc religijne lub inne ugrupowania, które je zwalczają, muszą liczyć się z faktem, że uprawiają niebezpieczne podżeganie do wojny" (zob. tamże, s. 197). Przyjmuję (1)-(2), bo w tych zespołach zdań występują dobrze uzasadnione twierdzenia nauki (głównie zoopsychologii, a szczególnie etologii). Dobrze uzasadnione twierdzenia nauki są natomiast częściej niż wszystkie inne prawdziwe. A ponieważ zależy mi na uznawaniu twierdzeń prawdziwych, przyjmuję (1)-(2). Warto zgłosić, zanim pójdziemy dalej, uwagi o pochodzeniu (1)-(2), o związku między nimi oraz o ich budowie. O pochodzeniu. Czerpię (1)-(2) z książki brytyjskiego biologa. Czerpię je stamtąd, bo zgrabnie wyrażają znane skądinąd myśli o życiu płciowym człowieka i sytuacji demograficznej współczesnej ludzkości. Książka Desmonda Morrisa uzasadnia pogląd, że człowiek to zwierzę, a nasze "zachowania, obyczaje i instytucje dadzą się wytłumaczyć przy użyciu dokładnie tych samych pojęć, których zoolog używa do analizowania zachowań pawianów, psów, gęsi, jaszczurek" (zob. "Przedmowę" Tadeusza Bielickiego, tamże, s. 9). Pogląd ten podzielam, ale dla rozważań, z którymi tu występuję, nie ma to znaczenia, nie używam go bowiem jako ogniwa moich wywodów.
O związku. Między zdaniami (1) i (2) zachodzi pewien związek; jest on entymematyczny. (Entymemat to wnioskowanie z co najmniej jedną przemilczaną przesłanką. Por. Witold Marciszewski [red.], Mała encyklopedia logiki, Wrocław-Warszawa-Kraków 1970, s. 64.) Oto ten związek. (a) Liczba ludzi niebezpiecznie, z punktu widzenia wskazanych w (2) interesów populacji ludzkiej, rośnie. (b) Wzrost ten to skutek między innymi aktów spółkowania, których ogromna większość, jak wiadomo z (1), nie ma na celu płodzenia potomstwa. (c) Nie sposób powstrzymać ludzi przed spółkowaniem i, jak świadczy (1), nie powinno się tego robić. (d) Powinniśmy natomiast, jeśli chcemy uniknąć wskazanych w (2) następstw, "obniżyć tempo rozrodu". (e) Powinniśmy zatem propagować zapobieganie i przerywanie ciąży (zapobieganie Desmond Morris uważa za "bardziej godne polecenia"). O budowie. We wszelkich naszych wypowiedziach występują co najmniej trzy następujące rodzaje zdań: opisy– "Wieje dziś wiatr z prędkością 150 km/h"; oceny– "Gdy wieje taki wiatr, jest wstrętnie"; normy– "Powinieneś siedzieć w domu, gdy wieje taki wiatr". W wypowiedziach (1)-(2) występują zdania tych trzech rodzajów. Przyjmuję– w ślad za filozofią Davida Hume'a– że z opisów nie wynikają oceny ani normy. Ten sam wiatr można, bez niedorzeczności, różnie oceniać i różnie normować ludzkie wobec niego zachowanie. Z (1)-(2) można więc usunąć wyrażenia oceniające (owe "wymyślne dekadenckie obyczaje", "biologicznie zdrowe tendencje", "przerażające tempa", "niebezpieczne podżegania do wojny" itp.), nie szkodząc zawartości opisowej tych wypowiedzi. Można też zachować bez uszczerbku ich zawartość opisową– łącznie z prognozą, grożącą wojną globalną przyrastającej w dotychczasowym tempie ludności świata– usuwając lub zmieniając występującą w nich demograficzną normę naczelną: "Powinniśmy obniżyć tempo rozrodu". I na odwrót, można tę normę utrzymać, choć odrzuciło się ową prognozę. Można również odrzucić jedno i drugie– prognozę, że przegęszczenie skończy się, jak u szczurów, rozpadem więzi społecznych i powszechną agresją; i normę, że powinniśmy opamiętać się z rozrodem. Wszystkie te ruchy są logicznie możliwe, bo nie ma związku logicznego między opisywaniem a normowaniem (z "jest" nie wynika "powinien", jak mawiamy za Hume'em).
Artykuł skopiowany z Miesięcznika "Bez Dogmatów"
Będzie to dziś np. praca usługowa — pomocy domowej: ani bowiem przywileje, jakimi się taką pomoc otacza, ani wysoka zapłata nie przeciwdziałają skutecznie ocenom społecznym, podług których status takiego pracownika jest w ogólnej hierarchii bardzo niski. Tego, że owa pomoc domowa może pośrednio sprzyjać poważnie interesom powszechnym, gdy np. odciąża twórcze jednostki — uczonych, zarządców itp. — ułatwiając im pracę społecznie cenną, opinia publiczna zazwyczaj nie bierze pod uwagę w notowaniach socjalnego statusu zawodowego. Jest to oczywiście przykład marginesowy, wykazujący jednak, że sytuacja obiektywna i jej Interpretacja społeczna mogą się od siebie różnić w sposób istotny, [...]
Z kolei, u drugiego bieguna, gdzie figuruje hasło „poświęcenia się generacji dla dobra następnej”, można liczyć na praktyczny odzew, pod warunkiem, iż nie tylko zapewnia się pracujących o wartości ich ofiary, lecz że mogą jej efektywność obserwować. Nic natomiast nie rujnuje morale w sposób tak miażdżący, jak zachęcanie ludzi do pracy, która na ich oczach marnuje się, nie służąc przez to nikomu ani teraz ani w przyszłości.
– Stanisław Lem, Dialogi Więcej fragmentów „Dialogów” Lema tutaj.Ten temat został skojarzony z kilkoma tagami, którymi posortowane są sentencje i aforyzmy w repozytorium Gavagai.pl. Możesz kliknąć na poszczególne tagi poniżej, albo na czerwony przycisk, który zaprowadzi cię do listy sentencji, które są otagowane przynajmniej jednym z poniższych tagów:
Zobacz sentencje z przypisanymi tagami:
Natura-Człowieka Natura-Świata Prawidłowość Wgląd