Wiersz nigdy nie jest skończony; tylko porzucany.Paul Ambrose Valery
„To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower,
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour.” William Blake, Wróżby niewinności
Dzieła wielkich poetów nigdy jeszcze nie były czytane przez rodzaj ludzki, gdyż jedynie inni wielcy poeci mogą je czytać.
The works of the great poets have never yet been read by mankind, for only great poets can read them.
Henry David Thoreau, Walden (1854), III, Reading
Nie pozwól abym cię zwiódł
Niech nie zwiedzie cię moja twarz.
Noszę bowiem tysiąc masek – masek, których boję się zdjąć,
a żadna z nich nie jest mną.
Udawanie jest sztuką, która stała się moją drugą naturą.
Ale ty nie daj się oszukać.
Zaklinam cię na Boga, nie pozwól się oszukać.
Sprawiam wrażenie, że jestem pewny siebie,
Że jestem radosny i nie mam problemów,
Ani na zewnątrz, ani w środku mnie,
Że pewność siebie jest moim imieniem, a opanowanie moją zabawą,
Że wody są spokojne, a ja panuję nad wszystkim
I że nikogo nie potrzebuję.
Ale nie wierz mi, proszę.
Z wierzchu moja dusza wydaje się gładka,
ale ta powierzchnia jest moją maską,
która wciąż się zmienia i bezustannie skrywa wnętrze.
W środku jednak nie ma ukojenia.
W środku ukrywa się mój umysł – zagubiony, zalękły, samotny.
Ale ja to ukrywam.
Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział.
Przeraża mnie myśl, że moja bezsiła i strach zostaną odkryte.
To dlatego szaleńczo tworzę swoje maski by się za nimi skryć;
Nonszalancka, wymyślna fasada,
Która pomaga mi udawać – chroni mnie przed spojrzeniem,
które Wie.
Ale takie spojrzenie jest moim wybawieniem.
Moim jedynym wybawieniem. I gdzieś, głęboko, ja to wiem.
Jest tak, jeśli podąża za tym akceptacja, jeśli podąża za tym miłość.
To jest jedyna rzecz, która upewni mnie w tym,
w czym ja upewniam siebie – Że jestem czegoś wart.
Ale ja tobie tego nie mówię. Nie śmiem. Obawiam się tego.
Obawiam się, że z twoim spojrzeniem nie przyjdzie akceptacja i miłość.
Boję się, że będziesz mi miała za złe, że będziesz się ze mnie śmiać,
I że zobaczysz moje wnętrze i mnie odrzucisz.
Tak więc gram moją grę – w desperacji.
Z maską pewności siebie na zewnątrz i drżącym dziecięciem wewnątrz.
I tak zaczyna się parada masek, a moje życie staje się linią frontu.
Mówię do ciebie o niczym, słodkim tonem płytkiej pogawędki.
Mówię wszystko, ale to wszystko jest niczym,
Gdyż nie mówię nic, co byłoby wszystkim,
Nie mówię o tym, jak coś wewnątrz mnie roni łzy;
Więc kiedy zaczynam moją grę, nie daj się oszukać moim słowom.
Posłuchaj uważnie i spróbuj usłyszeć to, czego nie mówię.
Co chciałbym być w mocy powiedzieć,
Co muszę powiedzieć, aby przetrwać, ale powiedzieć nie mogę.
Nie chcę się ukrywać, naprawdę!
Nie chcę tej gry zewnętrznych złudzeń, którą gram – gry pozowania.
Chciałbym raczej być szczery i spontaniczny – być sobą,
Ale musisz mi pomóc. Musisz wyciągnąć do mnie rękę,
Nawet jeśli zdaje ci się, że to jest ostatnia rzecz jaką chcę.
Tylko ty możesz zerwać z moich oczu
tą zabójczą kurtynę duszącej śmierci.
Tylko ty możesz przywołać mnie do życia.
Za każdym razem kiedy próbujesz zrozumieć,
i dlatego że naprawdę tak chcesz,
Mojemu sercu rosną skrzydła – bardzo małe skrzydła,
kruche, ale jednak skrzydła.
Z twoją czułością i współczuciem i twoją mocą zrozumienia
Możesz tchnąć we mnie życie.
Chcę żebyś to wiedziała.
Chcę żebyś wiedziała jak jesteś dla mnie ważna,
Jak możesz, jeśli zechcesz, być stwórcą osoby, którą jestem.
Błagam cię – chciej to zrobić. Tylko ty możesz zburzyć ten mur
Za którym ja drżę; tylko ty możesz zdjąć moją maskę.
Tylko ty możesz uwolnić mnie od mrocznego świata paniki i niepewności,
Od mojej samotnej osoby.
Nie omiń mnie obojętnie.
Proszę... nie omijaj mnie obojętnie.
To nie będzie dla ciebie łatwe;
Długie skazanie na bezwartościowość tworzy grube mury.
Czym bardziej się do mnie przybliżysz,
tym mocniej będę walczyć w zaślepieniu.
Gdyż walczę przeciwko tej samej rzeczy, za którą tęsknię.
Ale mówią, że miłość jest silniejsza nisz mury,
a w tym moja cała nadzieja.
Spróbuj, proszę, zburzyć te mury stanowczymi dłońmi,
Ale muszą być one łagodne,
bo dziecko w środku jest bardzo wrażliwe.
Zobacz też... Strona internetowa autora wiersza
Uwaga! Uwaga! Przeszedł! Koma trzy!
Ktoś biegnie po schodach.
Trzasnęły gdzieś drzwi.
Ze zgiełku i wrzawy
Dźwięk jeden wybucha i rośnie
Kołuje jękliwie
Głos syren w oktawy
Opada i wznosi się jęk:
Ogłaszam alarm dla miasta Warszawy!
I cisza.
Gdzieś z góry
Brzęczy, brzęczy, szumi i drży.
I pękł
Głucho wgłąb
Raz, dwa, trzy
Seria bomb.
To gdzieś dalej.
Pewnie Praga.
A teraz bliżej, jeszcze bliżej.
Tuż, tuż.
Krzyk jak strzęp krwawy.
I cisza, cisza, która się wzmaga.
"Uwaga! Uwaga! Odwołuję alarm dla miasta Warszawy!"
Nie, tego alarmu nikt już nie odwoła.
Ten alarm trwa.
Wyjcie syreny! Bijcie werble, płaczcie, dzwony kościołów!
Niech gra Orkiestra marsza spod Wagram.
Spod Jeny.
Chwyćcie ten jęk, regimenty, bataliony, armaty i tanki,
Niech buchnie
Niech trwa
W płomieniu świętym „Marsylianki” !
Kiedy w południe ludzie wychodzą z kościoła,
Kiedy po niebie wiatr obłoki gna,
Kiedy na Paryż ciemny spada sen,
Któż mi tak ciągle nasłuchiwać każe? Któż to mnie budzi i woła?
Słyszę szum nocnych nalotów.
Płyną nad miastem.
To nie samoloty.
Płyną zburzone kościoły
Ogrody zmienione w cmentarze.
Ruiny, gruzy, zwaliska,
Ulice i domy znajome z dziecinnych lat,
Traugutta i Świętokrzyska,
Niecała i Nowy Świat.
I płynie miasto na skrzydłach sławy,
I spada kamieniem na serce.
Do dna.
Ogłaszam alarm dla miasta Warszawy.
Niech trwa!
Największy skarb to czyste sumienie
Bo tego ludziom nikt zabrać nie może
Ono cenniejsze niż drogie kamienie
Jego nagrodą jest królestwo boże.
Na nic bogactwo, na nic przepych złoty
Gdy w sercu nie ma spokoju i cnoty.
Bóg miał uwierzyć w człowieka dobrego i silnego,
ale człowiek dobry i silny to nadal jest dwóch ludzi.
Wisława Szymborska: Schyłek Wieku (fragm.)
Prędzej kto wiatr w wór zamknie, prędzej i promieni
Słonecznych drobne kąski wżenie do kieszeni,
Prędzej morze burzliwe groźbą uspokoi,
Prędzej zamknie w garść świat ten, tak wielki, jak stoi,
Prędzej pięścią bez swojej obrazy ogniowi dobije,
prędzej w sieci obłoki połowi,
Prędzej płacząc nad Etną łzami ją zaleje,
Prędzej niemy zaśpiewa i ten, co szaleje,
Co mądrego przemówi; prędzej stała będzie
Fortuna; i śmierć z śmiechem w jednym domu siędzie,
Prędzej prawdę poeta powie i sen płonny,
Prędzej i aniołowi płacz nie będzie plonny
Prędzej słońce na nocleg skryje się w jaskini,
W więzieniu będzie pokój, ludzie na pustyni,
Prędzej nam zginie rozum i ustaną słowa
Niźli będzie stateczna która białogłowa.
Słowem bezustym
gestem bezrękim
wznosisz bezwiednie
mur wokół siebie
i ścian uszatych
przejrzystą matnię
w noce bezgwiezdne
myślą bezmózgą
błądząc bezsennie
nadziei własnej
zamurowujesz
wyjścia ostatnie.
Sherwood
Knight on the narrow way,
Where wouldst thou ride?
„Onward,” I heard him say, „Love, to thy side!”
Alfred Noyes
Pokaż mi
Jak to robisz
Że możesz jeszcze
Uśmiechać się
Naucz mnie
Jak patrzeć
Na głodujące dzieci
Na mordowanych ludzi
Z obojętnością.
Jestem słaba
I nic nie mogę zrobić
Nie umiem nawet zamknąć oczu.
Świat zobaczyć w Ziarenku Piasku
Niebo w Dzikiej Roślinie
Nieskończoność uchwycić w ręku
A Wieczność w godzinie.
– Wróżby niewinności
To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower,
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour.
一花一世界,
一沙一天國,
君掌盛無邊,
剎那含永劫。
Tyger Tyger, burning bright
In the forest of the night,
What immortal hand or eye,
Could frame thy fearful symmetry?
In what distant deeps or skies
Burnt the fire of thine eyes?
On what wings dare He aspire?
What the hand dare seize the Fire?
And what shoulder, & what art,
Could twist the sinews of thy heart?
And when thy heart began to beat
What dread hand? & what dread feet?
What the hammer? What the chain,
In what furnace was thy brain
What the anvil? What dread grasp,
Dare its deadly terrors clasp?
When the stars threw down their Spears
And water'd heaven with their tears:
Did he smile his work to see?
Did he who made the Lamm make thee?
Tyger Tyger burning bright,
In the forest of the night:
What immortal hand or eye
Dare frame thy fearful symmetry?
O Tygrysie, w gęstwinie nocy
Gorejący, jakiej mocy
Nieśmiertelna dłoń lub oczy
Mogły stworzyć twej symetrii grozę?
W jakiej głębi czy nieba oddali
Twoich oczu ogień się palił?
Na jakich skrzydłach wzniósł się płomień
I jakie go chwyciły dłonie?
I czyje ramię, jaką magią,
W twym sercu nerwy mogło nagiąć?
I kiedy serce bić zaczęło,
Co dłoń, co łapy trwogą zdjęło?
I jakiż młot? Łańcucha człony?
I w jakim tyglu żądz twych płomień?
Jakież kowadło? Jakie cęgi
Ciebie strasznego mogły sięgnąć?
I kiedy z gwiazd rój strzał się cisnął,
A niebo spadło łzą rzęsistą,
Czy rad był Bóg? I czy być może,
Że Ciebie i Baranka stworzył?
O Tygrysie, w gęstwinie nocy
Goręjący, jakiej mocy
Nieśmiertelna dłoń lub oczy
Śmiały stworzyć twej symetrii grozę?Tłumaczenie – Roman Klewin. Część tego tłumaczenia stała się mottem książki Fritza Leibera „Wędrowiec” . Cały wiersz zdobył Greg. Dzięki!!
Tygrys! Tygrys! Jasno płoniesz
W lasów nocy ciemnej toni,
Nieśmiertelne jakież oko
Twą symetrię mogło począć?
W jakiej głębi, nieb przeźroczu
Płonął ogień twoich oczu?
Jakich skrzydeł się nie lękał?
Jaka ogień skradła ręka?
Jaką siłą i sposobem
Twego serca zwarto obieg,
Aby w piersi bić poczęło?
Jakich strasznych rąk to dzieło?
Jaki łańcuch? Jakie młoty
Twego mózgu kuły sploty?
Jaki kowal, w jakiej kuźni
Śmiał nań cęgów zewrzeć uścisk?
Gdy się gwiazdy skier pozbyły,
Łzami Niebo napoiły,
Czy uśmiechnął się do siebie?
Wraz z Barankiem stworzył ciebie?
Tygrys! Tygrys! Jasno płoniesz
W lasów nocy ciemnej toni,
Nieśmiertelne jakież oko
Twą symetrię śmiało począć?przełożył Maciej Froński
Tygrys Tygrys, Tygrys, gorejący
Żywym żarem w dżungli nocy;
Jakaż ręka nieśmiertelna
Twój straszliwy kształt poczęła?
W jakich głębinach czy przestworzach
Ogień ślepi twych rozgorzał?
Jakim skrzydłem on ulata?
Czyja ręka ogniem włada?
Jakie moce z bryły twardej
Kształtowały serce harde?
A gdy jęło w głos łomotać,
Jaka straszna dłoń? i stopa?
Jakich młotów dziki szał?
W jakim kotle mózg twój wrzał?
Jakich kleszczy moc zuchwała
Grozę jego okiełznała?
A gdy niebo pociemniało,
Gdy gwiazdami zapłakało,
Czy szczęśliwy pracę złożył?
Pan Baranka – ciebie stworzył?
Tygrys, Tygrys gorejący
Żywym żarem w dżungli nocy;
Jakież oko stworzyć śmiało
Twą straszliwą doskonałość?
przełożyła Jolanta Kozak
Tygrys! Tygrys! jasno płoniesz
W puszczach nocy – czyje dłonie
Czyje oczy nieśmiertelne
Mogły stworzyć twą symetrię.
W jakiej głębi, w jakiej dali
Mógł się ócz twych ogień palić?
Jakie skrzydła nieść go śmiały
Czyje ręce go skrzesały?
Czyja sztuka i czyj dotyk
Stworzył serca straszne sploty?
Jak potworny był to cios,
Który wzbudził serca głos?
Jaki młot twój mózg formował?
W jakim żarze się hartował?
Któż go ujął w mocne cęgi,
Grozy nie zląkł się potęgi.
Gdy się z gwiazd sypnęły strzały,
A niebiosa łzy oblały –
Czy był kontent ten, co stworzył
Jagnię, ciebie – Pan Przestworzy?
Tygrys! Tygrys! jasno płoniesz
W puszczach nocy – czyje dłonie
Czyje oczy nieśmiertelne
Mogły stworzyć twą symetrię.
– przełożył Krzysztof Puławski
Wasze dzieci nie są waszą własnością;
są synami i córkami samej mocy życia.
Jesteście ich rodzicami, ale nie stworzycielami.
Mieszkają z wami, a mimo wszystko do Was nie należą:
Możecie dać im swą miłość, lecz nie wasze idee
ponieważ one mają swoje idee.
Możecie dać dom ich ciałom, ale nie ich duszom,
ponieważ ich dusze mieszkają w domu przyszłości,
którego wy nie możecie odwiedzać nawet w waszych snach.
Możecie wysilać się, by dotrzymać im kroku,
ale nie żądać, by byli podobni do Was,
ponieważ Życie się nie cofa,
ani nie może zatrzymać się na dniu wczorajszym.
Wy jesteście jak łuk, z którego wasze dzieci,
jak żywe strzały, zostały wyrzucone naprzód;
Strzelec mierzy do celu na szlaku nieskończoności
i trzyma cięciwę napiętą całą swą mocą,
żeby strzały mogły poszybować szybko i daleko.
Poddajcie się z radością rękom Strzelca,
ponieważ on kocha równą miarą
i strzały, które szybują,
i łuk, który pozostaje niewzruszony.
《論孩子》 於是一個懷中抱著孩子的婦人說:請給我們談孩子。 他說: 你們的孩子,都不是你們的孩子, 乃是“生命”為自己所渴望的兒女。 他們是借你們而來,卻不是從你們而來, 他們雖和你們同在,卻不屬於你們。 你們可以給他們以愛,卻不可給他們以思想, 因為他們有自己的思想。 你們可以蔭庇他們的身體,卻不能蔭庇他們的靈魂, 因為他們的靈魂,是住在“明日”的宅中,那是你們在夢中也不能想見的。 你們可以努力去模仿他們,卻不能使他們來象你們, 因為生命是不倒行的,也不與“昨日”一同停留。 你們是弓,你們的孩子是從弦上發出的生命的箭矢。 那射者在無窮之中看定了目標,也用神力將你們引滿,使他的箭矢迅疾而遙遠地射了出去。 讓你們在射者手中的“彎曲”成為喜樂吧; 因為他愛那飛出的箭,也愛了那靜止的弓。
Zmierzch zawsze przypomina wstrzymanie oddechu przez Boga; moment, w którym czas staje w miejscu.
Emilie Richards
Jeżeli zdołasz zachować spokój, chociażby wszyscy już go stracili, ciebie oskarżając;
Jeżeli nadal masz nadzieję, chociażby wszyscy o tobie zwątpili, licząc się jednak
z ich zastrzeżeniami;
Jeżeli umiesz czekać bez zmęczenia, jeżeli na obelgi nie reagujesz obelgami, jeżeli
nie odpłacasz za nienawiść nienawiścią, nie udając jednakże mędrca i świętego;
Jeżeli marząc – nie ulegasz marzeniom;
Jeżeli rozumując – rozumowania nie czynisz celem;
Jeżeli umiesz przyjąć sukces i porażkę, traktując jednakowo oba te złudzenia;
Jeżeli ścierpisz wypaczenie prawdy przez ciebie głoszonej, kiedy krętacze czynią
z niej zasadzkę, by wydrwić naiwnych, albo zaakceptujesz ruinę tego co było treścią
twego życia, kiedy pokornie zaczniesz odbudowę zużytymi już narzędziami;
jeżeli potrafisz na jednej szali położyć wszystkie twe sukcesy i potrafisz zaryzykować,
stawiając wszystko na jedną kartę, jeżeli potrafisz przegrać i zacząć wszystko
od początku, bez słowa , nie żaląc się, że przegrałeś;
Jeżeli umiesz zmusić serce, nerwy, siły, by nie zawiodły, choćbyś od dawna czuł
ich wyczerpanie, byleby wytrwać , gdy poza wolą nic już nie mówi o wytrwaniu;
Jeżeli umiesz rozmawiać z nieuczciwymi, nie tracąc uczciwości lub spacerować z
królem w sposób naturalny;
Jeżeli nie mogą cię zranić nieprzyjaciele ani serdeczni przyjaciele;
Jeżeli cenisz wszystkich ludzi, nikogo nie przeceniając;
Jeśli potrafisz spożytkować każdą minutę, nadając wartość każdej przemijającej
chwili;
twoja jest ziemia i wszystko, co na niej
i – co najważniejsze – synu mój – będziesz CZŁOWIEKIEM.
If you can keep your head
when all about you men are losing theirs
and blaming it on you,
If you can trust yourself when all men doubt you
but make allowances for their doubting, too.
If you can wait but not be tired of waiting,
or being lied about, don't deal in lies,
Or being hated, don't give way to hating,
and yet don't look too good nor talk too wise,
If you can dream but not make dreams your master,
if you can think and not make thoughts your aim,
If you can meet with triumph and disaster,
and treat those two imposters just the same,
If you can bear to hear the truth you've spoken
twisted by knaves to make a trap for fools,
Or watch the things you gave your life to broken,
and stoop and build them up with worn-out tools,
If you can make one heap of all your winnings
and risk it on one turn of pitch and toss,
and lose and start again at your beginnings
and never breathe a word about your loss,
If you can force your heart and nerve and sinew
to serve your turn long after they are gone,
and to hold on when there is nothing in you
but the will that says to them „hold on,”
If you can talk with crowds and keep your virtue,
or walk with kings nor lose the common touch,
If neither foes nor loving friends can hurt you,
if all men count with you but none too much,
If you can fill the unforgiving minute
with 60 seconds worth of distance run,
Yours is the Earth and everything that's in it,
and which is more, you'll be a man, my son.
The War Of The Worlds No one would have believed, in the last years
of the nineteenth century, that human affairs are being watched from the timeless
worlds of space. No one could have dreamed we were being scrutinized, ass someone
with a microscope studies creatures that swarm and multiply in a drop of water.
Few men even considered the possibility of life on other planets and yet, across
the gulf of space, minds immeasurably superior to ours regarded this Earth with
envious eyes, and slowly and surely, they drew their plans against us.
To co widzisz, co się zda, Jak sen we śnie jeno trwa.
Spotkajmy się ukochana u schyłku dnia
Kocham cię za twą szlachetną grację, za oczu głębię roziskrzoną.
Za twoje brwi skrzydlate i głowę dumnie uniesioną.
Kocham cię nie za to że jest w twoim ruchu
powiewu gładkość i lekkość puchu
i nie dla tych zwodniczych chochlików,
które wciąż chowasz w oka kąciku Dlaczego?
Za to, że kochasz mnie tak jak ja ciebie.
Czego chcesz od nas Panie za twe hojne dary?
Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?
Kościół cię nie ogarnie, wszędy pełno ciebie,
I w otchłaniach, i w morzu, na ziemi, na niebie.
Złota też, wiem, nie pragniesz, bo to wszystko twoje,
Cokolwiek na tej ziemi człowiek mieni swoje.
Wdzięcznym cię tedy sercem, Panie, wyznawamy,
Bo nad to przystojniejszej ofiary nie mamy.
Tyś pan wszytkiego świata, tyś
Niebo zbudował
I złotymi gwiazdami ślicznieś uhaftował;
Tyś fundament założył nieobeszłej Ziemi
I przykryłeś jej nagość zioły rozlicznemi.
Za twoim rozkazaniem w brzegach morze stoi,
A zamierzonych granic przekroczyć się boi;
Rzeki wód nieprzebranych wielką hojność mają.
Biały dzień, a noc ciemna swoje czasy znają.
Tobie k'woli rozliczne kwiatki wiosna rodzi,
Tobie k'woli w kłosianym wieńcu lato chodzi.
Wino jesień i jabłka rozmaite dawa,
Potym do gotowego gnuśna zima wstawa.
Z twej łaski nocna rosa na mdłe zioła padnie,
A zagorzałe zboża deszcz ożywia snadnie;
Z twoich rąk wszelkie źwierzę patrza swej żywności,
A ty każdego żywisz z swej szczodrobliwości.
Bądź na wieki pochwalon, nieśmiertelny Panie!
Twoja łaska, twa dobroć nigdy nie ustanie.
Chowaj nas póki raczysz na tej nioskiej ziemi;
Jeno zawżdy niech będziem pod skrzydłami twemi!
Na Zdrowie
Ślachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz,
Aż się zepsujesz.
Tam człowiek prawie
Widzi na jawie
I sam to powie,
Że nic nad zdrowie
Ani lepszego
Ani droższego;
Bo dobre mienie, perły, kamienie,
Także wiek młody
I dar urody,
Mieśca wysokie,
Władze szerokie
Dobre są, ale –
Gdy zdrowie w cale.
Gdzie nie masz siły,
I świat niemiły.
Klinocie drogi,
mój dom ubogi
Oddany Tobie
Ulubuj sobie
Był młody, który życie wstrzemięźliwie pędził;
Był stary, który nigdy nie łajał, nie zrzędził;
Był bogacz, który zbiorów potrzebnym udzielał;
był autor, co się z cudzej sławy rozweselał;
Był celnik, który nie kradł; szewc, który nie pijał;
Żołnierz, co się nie chwalił, łotr, co nie rozbijał;
Był minister rzetelny, o sobie nie myślał;
Był na koniec poeta, co nigdy nie zmyślał.
– A cóż to jest za bajka? Wszystko to być może!
– Prawda, jednakże ja to między bajki włożę.
Since I was born, the time of youth,
the one that shold be happy
I felt alone, was closed behind the glass
I lived my life in peace and silence
just sitting in this crystal ball.
And the world behind the glass just couldn't hear my call
I had no feelings, I had no life, I couldn't run away
just closed in cage was loosing every day.
No ally, no one, not even them together
Would even crash the wall, would wake my life freeing meforever.
And now I'm free, the glass is gone
but all remains is violence.
And I can see the world beyond, but all I hear is silence.
Well, all that's left is tear dropped
the one that killed the fear
Now, where's the life I'm looking for
Now I will start from here.
Niech staną zegary
Zamilkną telefony
Dajcie psu kość
Niech nie szczeka, niech śpi najedzony.
Niech milczą fortepiany
I w miękkiej werbli ciszy
Wynieście trumnę
Niech przyjdą żałobnicy
Niech głośno łkając samolot pod chmury się wzbije
I kreśli na niebie napis „On nie żyje!” Włóżcie żałobne wstążki na białe szyje gołębi ulicznych
Policjanci na skrzyżowaniach niech noszą czarne rękawiczki.
W nim miałem moją północ, południe i zachód i wschód
Niedzielny odpoczynek i codzienny trud.
Jasność dnia i mrok nocy, moje słowa i śpiew
Miłość, myślałem, będzie trwała wiecznie,
Myliłem się,
Nie potrzeba już gwiazd – zgaście wszystkie – do końca
Zdejmijcie z nieba Księżyc i rozmontujcie słońce
Wylejcie wodę z morza, odbierzcie drzewom cień
Teraz już nigdy na nic nie przydadzą się.
Stop all the clocks, cut off the telephone,
Prevent the dog from barking with a juicy bone,
Silence the pianos and with muffled drum
Bring on the coffin, let the mourners come.
Let aeroplanes circle moaning overhead
Scribbling on the sky the message He Is Dead,
Put crépe bows round the white necks of the public droves,
Let the traffic policemen wear black cotton gloves.
He was my North, my South, my East and West,
My working week and my Sunday rest,
My noon, my midnight, my talk, my song;
I thought love would last forever: I was wrong.
The stars are not wanted now: put out every one;
Pack up the moons and dismantle the sun;
Pour away the ocean and sweep up the wood;
For nothing now can ever come to any good.
– W. H. Auden
After a while you learn the subtle difference
Between holding a hand and chaining a soul,
And you learn that love doesn't mean leaning
And company doesn't mean security,
And you begin to learn that kisses aren't contracts
And presents aren't promises
And you begin to accept your defeats
With your head up and your eyes open,
With the grace of a woman,
Not the grief of a child
And you learn to build all your roads on today,
Because tomorrow's ground is too uncertain for plans
and futures have a way of falling down in mid-flight.
After awhile you learn that even sunshine
Burns if you get too much
So you plant your own garden and decorate your own soul,
In stead of waiting for someone to bring you flowers
And you learn that you really can endure...
That you really are strong
And you really do have worth,
and you learn and learn...
With every good bye you learn.
Są ludzie tak szczęśliwi, że o nic nie proszą...
Są nieba wciąż błękitne, które chmur nie noszą...
Są lądy nie znające zimy ani jesieni...
Są rzeki, w których woda szmaragdem się mieni...
Są drzewa, których zieleń staje się okrutna...
Są ptaki kolorowe jak Tycjana płótna...
Są miasta wiecznie białe albo wiecznie złote...
Skazane od powicia na słońca spiekotę!
A ja bym chciał już wreszcie spojrzeć raz do góry
I ujrzeć szare niebo, z na nim szare chmury-
I z tych chmur, żeby deszczu szare krople błysły,
A tuż u stóp zmęczonych szare fale Wisły...
Szarym, jesiennym rankiem iść przez Marszałkowską,
Pod szarym niebem usiąść ze swoją szrą troską...
Znów się znaleźć w szarym wróbli tłumie
Ja, szary, prosty człowiek...
A świata nie rozumie.
„To see what we have never seen,
to be what we have never been,
to shed the chrysalis and fly,
depart the earth, kiss the sky,
to be reborn, be someone new:
is this a dream or is it true?
Can our future be cleanly shorn
from a life to which we're born?
Is each of us a creature free – or trapped at birth by destiny?
Pity those who believe the latter.
Without freedom, nothing matters.”
– The Book of Counted Sorrows
Wiersz nigdy nie jest skończony; tylko porzucany.
A poem is never finished, only abandoned.
詩,無法終曲,只能擱筆。
Paul Ambrose Valery · Karta sentencji
Ten temat został skojarzony z kilkoma tagami, którymi posortowane są sentencje i aforyzmy w repozytorium Gavagai.pl. Możesz kliknąć na poszczególne tagi poniżej, albo na czerwony przycisk, który zaprowadzi cię do listy sentencji, które są otagowane przynajmniej jednym z poniższych tagów:
Zobacz sentencje z przypisanymi tagami:
Poezja Wiersz