Amerykański filozof i logik. Pionier badań nad semantyką logiki modalnej. Autor bodźcowej teoria znaczenia.
Główna teza lub słowa
Sens wyrażenia polega na znajomości (też domniemanej) historii danego terminu + łańcuch przyczynowy powstania - każdy stara się odgadnąć, co mówią inni
Nie istnieje cecha konstytucyjna/wiązka cech konstytucyjnych. Są tylko cechy ważne, które czasami są kluczowe, musimy się więc zastanowić, co dla nas jest ważne.
Bodźcowa teoria znaczenia (behawioryzm)
- sens wyrażenia polega na znajomości (też domniemanej) historii danego terminu oraz łańcucha przyczynowego jego powstania. Każdy stara się odgadnąć, co mówią inni, a zarazem staramy się tak mówić, żęby ludzie mogli odgadnąć nasze myśli.
- -> to ruinuje zdroworozsądkową teorię Moora. Przykład w Princetown - "dedukcja w tej sali są okna bo są kotary" - ale akurat był za kotarami mur.
ZNACZENIE
Leibnitz - na znaczenie składają się istotne cechy przedmiotu. Każda cecha jest cechą istotną, Tożsamość = komplet cech przedmiotu
L: "Jan Kowalski" oznacza/wskazuje na przedmiot
Sens - to zebranie wszystkich cech przypisujących, jednak powstaje problem, jak się rozpoznajemy
Odpowiedź: (Fregge, Russel, późny Wittgenstein) bo budujemy wyobrażenia i traktujemy jej jako pojęcia
Pojęcie - dowolna wiązka cech/lub jedna cecha opisująca przedmiot - nie jest możliwe znalezienie wszystkich cech
Kripke:
Np1 szkielet jednorożca - czy jest to A. Szkielet jednorożca, czy B. Szkielet zwierzęcia wyglądającego jak koń z rogiem
O jednorożcu mamy pojęcie mętne, bo jest to postać z bajki, sprawdzamy więc historię użycia: nie możemy z niej wyodrębnić wiązki cech
Wniosek K. - nie istnieje cecha konstytucyjna/wiązka cech konstytucyjnych. Są tylko cechy ważne, które czasami są kluczowe, musimy się więc zastanowić, co dla nas jest ważne.
OZNACZANIE MOŻE BYĆ BŁĘDNE
Np2 - rozróżnienie Szekspira i Bacona - odróżniamy i wtedy nazwa ma pasować do przedmiotu. Deskrypcja pozwala odróżnić kogoś od innych
Deskrypcja określona (np. nazawisko) nie opisuje, tylko pozwala trafić, np. telegram dla osoby pijącej szampana - "ale ja piję
oranżadę" -> deskrypcje określone mogą być błędne
Oznaczanie nie ma ściśle wyznaczonych reguł
K: nie istnieją wiązki właściwości istotne dla rozpoznania przedmiotu - nie wiemy jakie cechy przedmiotu trzeba
podać
Oznaczanie nie jest podawaniem cech, ale skuteczne wskazywanie (nie mamy przecież zadowalającej teorii oznaczania)
K. nie chce mówić o sensie, tylko o oznaczaniu. Teoria oznaczania nie jest potrzebna liczy się praktyka, bowiem nawet nieprecyzyjne oznaczanie jest skuteczne.
K. Identyczność
- określana przez nazwę (nominalizm, dwie nazwy na to samo
- właściwości
- identyczność jest zjawiskiem językowym
w przykłądzie szampan-orenżada
K: trzeba wprowadziś "szmidentyczność"; skoro logicy chcą aby jeden przedmiot miał dwie nazwy (np. gwiazda poranna/zaranna), to szmidentity dotyczy np. piorun/wył. Elektryczne (małe-duże), NP. CHŁOPCZYK, DOROSŁY
NP. CIEPŁO-ZIMNO TO NIE DWA ROZMAITE PRZEDMIOTY - TYLKO WZIĘŁO SIĘ Z TENDENCYJNEGO OBSERWOWANIA -> to istotne odkrycie natury świata
Powstaje pojęcie rodzajów naturalnych (-pewnego rodzaju)
Przedmioty są identyczne i pewne przedmioty należą do pewnych klas, a nie ma testu na np. bycie owocem - czy owoce to fakt językowy, realny, czy empiryczny??
Np2: liczba pi
- koncepcja nominalistyczna: albo pi to deskrypcja określona - pi to przedmiot, który ma właściwości opisywania stosunku (wymienia cechy konstytucyjne i dale definicję)
- albo koncepcja realistyczna - pi to opis liczby rzeczywistej niewymiernej 3,141592..., nazwa własna dla tej liczby, ale samej liczby dokładnie nie znamy (nazwa jest, choć jej dokładnie nie znamy) - tożsamość nie jest stwierdzana przez wskazanie na indywiduum - każdy najlepiej spełniający deskrypcję - pasuje.
K: np. n+1 czy Jan Kowalski to cechy czy indywiduum bez względu na cechy.
Np. czy Królowa Elżbieta II czy Nixon - K chce wiedzieć, co przesądza, chce określić Szmidentity i realne różnice
- Nixon jest Nixon dopóki nie zmieni nazwiska, a jakby nie wygrał wyborów, też by był Nixonem
- Elżbietka - jakby ktoś dziecko podmienił w kołysce - nastąpiłoby zaburzenie tożsamości przedmiotu.
-> pewne cechy sa konstytutywne, ale nie wiemy które, jednak nie sa potrzzebne do
rozpoznawanai.
K: Istnieje metafizyczna tożsamość - różnica mało uchwytna
Odpowiedź - musi być zachowana tożsamość mikrostruktury (np. mąż od żony
wyjeżdża i wraca idealny sobowtór - czy to on, czy nie)
K: tożsamość przywiązana jest do konkretnego przedmiotu, a nie opisywana empirycznie - tożsamość nie jest wyrażana
zbiorem cech.
Więcej - Stanisław Lem, Summa
Technologiae
K przestaje używać rozróżnienia na analit/syntet
Zamiast tego: konieczny/przygodny(niekonieczny)
- Zdanie a priori konieczne - tautologia
- A priori przygodne (nie ma konieczności przy nazywaniu - potem jest) - gdy nadajemy nazwy przedmiotom (akt rozpoznawania przedmiotu i przypisania nazwy), np. przy nazywaniu dziecka
- A posteriori przygodne - czysto empiryczna obserwacja - gdy stwierdzimy, że fakty mają się tak a tak (to kantowskie syntetyczne)
- A posteriori konieczne - istotne odkrycia naukowe, rodzaje naturalne, koniecznosć w przyrodzie i matematyce
Np. hipoteza Golbaha - każda liczba parzysta jest sumą dwóch liczb pierwszych - do dziś nie udowodniona; K: takiego dowodu może nie być, jednak twierdzenie może być prawdziwe.
Nie wszystkie odkrycia naukowe mają taki charakter. Np. ból= podrażneinie części mózgu - nie mamy prawa tak twierdzić, bo można użyć środków uśnieżających - nie ma więc obiektywnego stanu rzeczy
Omówienie Tadeusza Skalskiego:
Idee zawarte w słynej pracy Kripkiego Naming and Necessity dyskutowane są w gronie filozofów języka, logików i językoznawców od momentu ukazania się pierwszego wydania tej książki, a zasięg oraz intensywność tej debaty [... ble ble ble] Ograniczymy siędo omówienia dwóch głównych jej składników. Sa nimi tzw. nowa teoria oznaczania (new theory of reference) oraz koncepcja tzw, zdań metafizycznie koniecznych.
1. Nowa teoria oznaczania. Skłąda się z dwóch względnie niezależnych części, odnoszących się do dwóch różnych rodzajów terminów: imion własnych i tzw. nazw gatunkowych (natural kind terms). Rozpocznijmy od imion własnych.
Imiona własne. Kripke rozwija swa koncepcję oznaczania w
ostrej polemice z tzw. deskrypcjonizmem, wedle którego imiona własne sa równoznaczne
pewnym charakterystykom, deskrypcjom, czy opisom, czyli w polemice z przekoanniem,
że imiona własne sa w istocie zamaskowanymi deskrypcjami, skrótami definicyjnymi
jednoznzcznych charakterystyk indywidualnych obiektów - ludzi, zdarzeń, zwierząt
itd. Według Kripkego deskrypcjonizm jest doktryną z gruntu fałszywą.
Fałszywa jest nie tylko jego skrajna wersja (właśnie przedstawiona), ale równiez
wszystkie inne, bardziejumiarkowane warainty, w tym pochodząca od L. Wittgensteina
(Dociekania Filozoficzne) i rozwijana przez wielu autorów (np. przez J.R.
Searle'a, Proper Names, "Mind" 1958, 67) tzw. kondcepcja wiązki
znaczeń (cluster concept theory). O błędności deskrypcjonizmu mozna się przekonać
na kilka różnych sposobów. A więc po pierwsze, w grę wchodzi tutaj tzw. argument
modalny.
Weźmy pod uwagę pewne imię własne np. "Arystoteles" i deskrypcję
"(ten jedyny) filozof, który był uczniem Platona i nauczycielem Aleksandra
Wielkiego". Czy można uznać, ze wyróżnione cudzysłowami wyrażenia są
równoznaczne? Gdyby tak było, to Arystoteles musiałby spełniać awrunki narzucone
przez deskrypcję. Gdyby ich nie spełniał, to (na mocy znaczenia właśnie) nie
byłby Arystotelesem (tzn. jedynym desygnatem tego terminu). Czy właśnie tak
używamy języka? Wydaje się, że odpowiedź musi być przecząca. fakty opisane
w deskrypcji wiążą się z osobą Arystotelesa mocą przypadku, a nie definicji,
czy znaczenia tego słowa. Arystoteles (intuicyjnie czujemy, że jest to prawda)
mógłby nie być ani uczniem pPlatona, ani nauczycielem Aleksandra Wielkiego,
mógłby również (gdyby jego losy ułożyły się uinazcej) nigdy nie zajmować się
filozofi! Intuicje modalne, z którymi mamy tu do czynienia, można krótko wysłowić
mówiąc, że "Arystoteles" oznazca we wszystkich światach (w których
Arystoteles w ogóle istnieje) ten sam obiekt, podczas gdy odniesienie przedmiotowe
deskrypcji jest zmienne i zależy od tego, kto akurat (w danym możliwym świecie)
jest uczniem Platona i nauczycielem Aleksandra Wielkiego. Wyrażenia nazwowe
o neizmiennym (ze względu na możliwe światy) odniesieniu przedmiotowym określa
Kripke mianem sztywnych desygnatorów (rigid designators). Różnica
między imionami własnymi a deskrypcjami oplega więc na tym, że imiona własne
są sztywnymi desygantorami, natomiast deskrypcje (na ogół) nie posiadają tej
właściwości. Z uwagi na tę właśnie różnicę teza o równoznaczności imion własnych
i deskrypcji jest nie do utrzymania.
Argument modalny wystarcza do zakwestionowania skrajnej
odmiany krytykowanego stanowiska. Deskrypcjonizm nei przybiera jednak na ogół
takiej postaci. Rezygnując z tezy o równoznaczności można utrzymywać, że to
właśnie deskrypcje wyznaczają odniesienia imion własnych w świecie rzeczywistym
(albo przynajmniej nakładają na nie pewne ograniczenia). Jeżeli używam słowa
"Arystoteles" i ktoś spyta mnie: "O kim mówisz?", to moja
odpowiedź, wydaje się, musi przyjąć mniej więcej nastęującą formę: "Mam
na myśli człowieka, który żył wtedy to a wtedy, dokonał tego to a tego itd.
itd", a więc formę opisu wystarczającego do zidentyfikowania oznaczanego
obiektu. Jakże inaczej moglibyśmy wiedzieć, do czego odnosimy nazwy? Zdaniem
autora Naming and Necessity rónież i ta forma deskrypcjonizmu jest całkowicie
błędna. Najłatwiej się o tym przekonać wymyślając rózne fantastyczne scenariusze.
Wyobarźmy sobie na przykład, że pewnego dnia odkrywamy, ze większosć naszej
"wiedzy " dotyczącej Arystotelesa jest fałszywa; okazuje się, że
ktoś celowo zwiódł nas, że sfałszował przekazy itd. itd. W rzeczywistości
Arystotreles nie był ani uczniem Paltona, ani nauczycielem Aleksandra WIelkiego.
Deskrypcjonista musiałby wówcas powiedzieć: "Okazało się, że Arystoteles
nigdy nie istniał". Zdaniem Kripkego interpretacja taka jest sprzseczna
z faktyczną praktyką językową. Powinniśmy powiedzieć (i powiedzielibyśmy):
"Myliliśmy się, Arystoteles nie był ani uczniem Platona, ani nauczycielem
Aleksandra WIelkiego".
O błędności deskrypcjonizmu można przekonać się jeszczze
w inny, bardziej prozaiczny sposób. Otóż wielu użytkowników języka nie potrafi
(bo bak im ku temu odpowiedniej wiedzy) związać z wieloma nazwami jednoznacznych
charakterystyk oznaczanych obiektów. Może się zdarzyć (i częśto się zdarza),
że pewien użytkownik terminu np. "Richard Feynman" wie o Feynmanie
tylko tylle, że jest to sławny fizyk. Może się również zdarzyć, że "wiedza"
pewnego człowieka o Feynmanie stanowi (przez przypadek) trafną chrakterystykę
innego fizyka. Czy mamy przyjąć, że pierwszy z nich odnosi termin "Feynman"
do jakiegokolwiek fizyka, a drugi obdarza tym mianem całkowicie innego człowieka.
Interpretacja taka wydaje się karkołomna. Każdy użytkownik języka potrafi
bez trudu wskazać imioiona własne, z którymi nie jest w stanie związać trafnych
charakterystyk oznaczanych obiektów. Używając tychterminów nie odnosimy wrażenia,
że przedmiot naszych wypowiedzi jest niedookreślony, ani że oznaczamy nimi
inne przedmioty niż ludzie lepiej zorientowani. Gdyby
imiona własne były odnoszone do rzeczy za pomocą tzw. deskrypcji, treści,
konotacji itd., to wiele posiadanych przez nas nazw posiadałoby błędne odniesienia
przedmiotowe albo zgoła nie posiadało żadnych. Jest tokonsekwencja,
z którą nie sposób się pogodzić. Cóż jednak (skoro nie są to deskrypcje, treści,
konotacje itd.) wyznacza odniesienia przedmiotowe imion własnych? Dzięki czemu
(skoro nie dzięki a priori znanym deskrypcjom, treściom, konotacjom itf) użytkownicy
jezyka oznaczają nazwami właściwe obiekty? Autor aming and Necessity rozwiązuje
to zagadnienie w całkowicie nowy sposób.
Wprowadzenie imienia własnegodo języka jest z reguły dziełem
neiklicznej grupy ludzi, stanowiącej podzbiór pewnej większej wspólnoty. Może
to być akt nazwania jakiegoś ważnego obiektu lub po prostu reakcja na pojawienie
się nowego człowieka. "Żywot" terminu jest najczęściej krótki, a
jego znajomosć ograniczona do wąskiego kręgu. Możliwa jest jednak jeszcze
inan sytuacja. "Ojcowie chrzestni", poprzez liczne kontakty językowe,
przekazują niejako "wieść" o nowo wprowadzonym terminie innym ludziom,
ci ejszcze innym itd. Znajomość terminu (i jego używanie) upowszechnia się,
docierając do oddalonych (od źródła emisji) członków danej wspólnoty jezykowej.
Przy czym, co szczególnie ważne, termin (rozprzsestrzeniając się) zachowuje
niezmienne odniesienie przedmiotowe! Dzieje się tak dlatego, ze ci, którzy
właśnei zaznajamiają się z daną nazwą, są skłonni oznaczać nią (i de facto
oznaczają) ten sam obiekt, co ci, którzy im ją przekazują. Zapożyczając termin,
zapożyczamy go wraz z odniesieniem przedmiotowym! Informacje (o oznaczonym
obiekcie), które przy tym do nas docierają, moga być (i najczęściej są) niepełne
lub zgoła błędne. Nie ma to wpływu na to, co czy kogo oznaczamy daną nazwą.
Opisany proces można scharakteryzować obierając za punkt
wyjścia osobę oddaloną w czasie od momentu wprowadzenia terminu. Posłużymy
się tym razem przykłądem, który neipochodzi od autora naming and Necessity,
ale dobrze obrazuje istotę teorii Kripkego.
Wyobraźmy sobie grono uczniów bezpośrednio po lekcji historii,
na której po raz pierwszy zapoznali się oni z imieniem własnym "Kaligula".
Niektórzy uczniowie potrafią trafnie scharakteryzować omówioną postać. Wielu
uczniów myli jednak i przekręca ważne fakty, "wiedza" innych "pasuje"
do kilku różnych ludzi; sawreszcie tacy, którzy zapamiętali tylko sam termin.
POmimo to wszyscy uczniowie odnoszą imię własne "Kaligula" tak samo,
poniewaz wszystkich zapoznała z nim ta sama osoba, a mianowicie nauczyciel.
Odniesienie przedmiotowe nauczyciela wyznaczone jest w analogiczny sposób,
tzn. poprzez wcześneijszego nadawcę. Posuwając się dostatecznie długo wytyczonym
śladem (poprzez doniesienia kronikarzy, relacje naocznych świadków itd.) "docieramy"
do miejsca i czasu, w którym odbyła się ceremonia nadania imienia własnego.
Należy wykonać ostatni, ale bardzo ważny krok. Twórcy terminu odsyłają nas
wprost do pewnego realnego obiektu,a mianowicie do osoby Kaliguli. Jest on
przedmiotową racją dla nazwy, przyczyną jej utworzenia i do niego własnie
odsyłani są wszyscy użytkownicy imienia własnego "Kaligula".
Dokonajmy krótkiego podsumowania. Głównym
twierdzeniem teorii jest teza o sztywnym oznaczaniu. Głosi ona, że imiona
własne niezmiennie oznaczają te same obiekty. Niezmiennie, tzn. niezależnie
od tego, jaki możliwy jest stan naszej wiedzy o oznaczanych obiektach. Jest
to pierwszy składnik teorii. Drugi składnik to przedstawiona właśnie koncepcja
odnoszenia nazw - wyjasnia ona "jak to się dzieje", że pomimo zmieniających
sięokoliczności użytkownicy jezyka oznaczają nazwami (niezmiennie) te same
obiekty.
Nazwy gatunkowe. Imiona własne nie sa jedynymi wyrażeniami
sztywno oznaczającymi. Własnosć tę, według Kriepkego, posiadają tzw. nazwy
gatunkowe, czyli terminy takie jak "tygrys", "Woda", "złoto",
"cytryna" itd. oraz neiktóre nazwy fenomenów przyrody ("światło",
"ciepło", "błyskawica" itd.). Racje przemawiające za odrzuceniem
deskrypcjonizmu w tym przypadku sa podobne do już przsedstawianychh (w związku
z imionami własnymi) i nie będziemy ich powtarzać w całej rozciągłości. Ograniczymy
się do jednego przykładu.
Weźmy pod uwagę termin "tygrys" i spróbujmy zastąpić
go pewnącharakterystyką aspirującą do maina treści, konotacji czy znaczenia
nazwy, np. "olbrzymi, czteronożny, mięsożerny kot o żółtobrązowym futrze
o czarne pasy". Zakres terminu "tygrys" pokrywa się co prawda
w znacznej mieze z zakresem wziętego pod uwagę wyrażenia, ale jest to pewien
przypadek czy raczej fakt, a nie koniecznosć zagwarantowana przez definicję
czy znaczenie. Nie każdy tygrys musi być (a nawet nei każdy jest) olbrzymi
i czteronośny, pewnego dnia może przyjść na świat tygrys pozbawiony pasów(czy
powiemy, że nie jest tygrysem?), niektóre tygrysy (a nawet wszystkie) mogą
zmienić rodaj pożywienia itd itd. Rozważana "definicja"zawiera jednak
pewne słowo, które zwraca szczególną uwagę. Jest nią słowo "kot".
Wydaje się ze tygrysy muszą być kotami, albo przynajmniej zwierzętami. Według
Kripkego również i to nie jest prawdą. Rzeczywista praktyka językowa jest
całkowicie inna.
Wyobraźmy sibie, że pewnego dnia odkrywamy, zę tygrysy wcale
nie sa zwierzętami, ale demonami sprowadzonymi na Ziemię przez czarnoksiężnika
lub robotami sterowanymi z innej planety. Scenariusz należy do gatunku SF.
Pytanie, które on implikuje, a mianowicie jak powinniśmy takie odkrycie opisać,
jest jednak realne i godne uwagi. Otóż, wg Kripkego, nei powiedzielibyśmy:
"Okazało się, że tygrysy nie istnieją" (gdy odkryliśmy, ze wieloryby
nie sa rybami, nie powiedzieliśmy przecież: "Okazało się, że wieloryby
nie istnieją"), ale powiedzielibyśmy: "Myliliśmy się, w rzeczywistości
tygrysy wcale nie sa zwierzętami. Okazało się, że sa one demonami". Zdanie
"Tygrysy są zwierzętami" jest wg Kripkego zdaniem syntetycznym a
posteriori, stanowi ono część naszej wiedzy o tygrysach, jej część bardzo
ważną i dobrze sprawdzoną, ale w zasadzie obalalną. Jest możliwe, że pewnego
dnia odkryjemy, ze tygysy nie są zwierzętami.
W jaki jednak sposób wyznaczamy odniesienia przedmiotowe nazw gatunkowych
i co właściwie oznaczają terminy takie jak "tygrys" czy "złoto".
Otóż, twierdzi Kripke, nazwy te oznaczają obeikty należące do określonych
gatunków naturalnych. Termin "tygrys" np. oznacza, te i tylko te
obiekty, które należą do gatunku tygrysów; termin "złoto" te i tylko
te obiekty, które są okreśłonego rodzaju substancją itd. Przy czym należenie
do pokreślonego gatunku jest równoznaczne z posiadaniem okreśłonej natury
- tworu, który staramy się poznać i opisać, ale który (zwłaszcza we wczesnych
stadiach rozwoju wiedzy) wacle nie musi byćnam znany. Aby odmalowany stan
rzeczy mógł mieć miejsce, musi istnieć czynnik umożliwiający użytkownikom
języka identyfikację gatunków. Czynnikiem tym jest zewnętrzny (względem umysłów
ludzi posługujących się nazwami świat obeiktów materialnych. Posłużmy się
jeszcze raz przykładem.
Wśród istot żyjących na Ziemi natrafiamy (jako pewna społeczność
językowa) między innymi na takie, które przypominają z wyglądu olbrzymie koty,
mają żółtobrązowe futra, w poprzek których biegną czarne pasy itd. Postanawiamy
wprowadzić do jezyka nazwę tygrys. Właściwymmotywem naszej decyzji nie jest
jednak zewnętrzne podobieństwo, odgrywa ono jedynie rolę impulsu - nasuwa
nam przypuszczenie, że osobniki, o których mowa, posiadają wspólną naturę,
że mówiąc krótko tworzą gatunek naturalny. Nazwą "tygrys" chcemy
oznaczać - i o ile nasze przypuszczenie jest trafne - rzeczywiście oznaczamy
osobniki należące do tego właśnie gatunku. Przy czym z góry niejakozakładamy,
że mogą istnieć osobniki podobne do tygrysów (wygląd, obyczaje itd.), ale
nie należące do tego gatunku i tym samym nie będące tygrysami, jak i to, że
moga istnieć tygrysy nie spełniające warunkó rozważanej wcześneij deskrypcji.
Z góry też zakładamy, że nasze przekonania (tak jak
wszelkie przekonania) na temat tygrysów moga być fałszywe. Zmiana przekonań,
nawet ta najbardziej rewolucyjna (np. przejście od tygrysów-zwierząt do tygrysów-robotów)
nie zmienia jednak odniesienia przedmiotowego nazwy. Dzieje się tak dlatego
, że odniesienie wyznaczone jest przez realnie istniejący gatunek (a nie przez
treści, deskrypcje, przekonania, teorie itd.) - właśnei dlatego nazwy gatunkowe
są sztywnymi desygnatorami.
Kolejną grupę sztywnych desygnatorów stanowią terminy odnoszące się do fenomenów przyrody. Przykłady, na które powołuje się Kripke, to "ciepło", "światło" i "błyskawica". Sprawy przedstawiają się tutaj bardzo podobnie jak w przypadku nazw gatunkowaych - odniesienia przedmiotowe tych nazw wyznaczane są przez zewnętrzny (względem umysłów ludzi)_ świat obeiktów materialnych. Ciepłonp. moglibyśmy określić jako cokolwiek, co wywołyje w nas (określone) wrażenia ciepła. Określenie to nie jest definicją (tak jak nie był nią opis wyglądu tygrysów) ani nie stanowi sprawozdania z treści nazwy. atwo się o tym przekonać wymyślając rózne fantastyczne scenariusze i próbując je opisać. Określenie to wystarzca jednak do wyznaczenia odniesienia przedmiotowego nazwy. Tzn. jeśli nie mylimy się i rzeczywiście istnieje realny obiekt wywołujący w nas wrażenie ciepła (może to być ruch molekół lub demon drażniący nasze zmysły, natura przyczyny jest bez znaczenia), to wówczas anzwa sztywno oznacza ten właśnie obiekt.
„Konieczny” nie znaczy tyle, co „aprioryczny”
istnieją konieczne prawdy a posteriori (np. twierdzenia, weryfikowalne jedynie empirycznie) i (prawdopodobnie) przygodne prawdy a priori.
Możliwy świat jest dany przez opisowe warunki, jakie z nim wiążemy (ustanawiane – nie odkryte)
Kryterium transświatowej identyczności
Sztywne desygnatory – ścisłe wyrażenia oznaczające – w każdym możliwym świecie oznaczają ten sam przedmiot (nazwy własne)
Mocno ścisłe wyrażenia oznaczające – przedmiot konieczny
Przygodne wyrażenia oznaczające
Krytyka teorii deskryptywnej Russella (wyznaczanie odniesienia przez deskrypcję)
błędne koło (Prus – autor Lalki, Lalka – dzieło Prusa
przypisywanie błędnej deskrypcji
deskrypcja, która nikogo nie oznacza
brak jednoznacznego określenia która deskrypcja może zastąpić nazwę – cała rodzina deskrypcji?
Znaczeniem nazwy nie może być deskrypcja, bo nazwy mają własność sztywnego desygnowania (a własności przypisywane w deskrypcji nie muszą być konieczne)
Teoria odniesienia Kripkego – teoria przyczynowa
Imiona włąsne „ugruntowane”w osobie na mocy „chrztu pierwotnego”
(zawiązanie relacji przyczynowej między imieniem a przedmiotem – łańcuch komunikacyjny)
śledząc taką historię docieramy do odniesienia
problemy
kot nazwany Arystotelesem
św. Mikołaj (biskup a „krasnal”)
podmiana dzieci
Identyczność
GW = GP ?
nie wiemy a priori, że GW to GP – możemy to sprawdzić tylko empirycznie
konieczne jest, że GW=GP (sztywne desygnatory)
Esencjalizm
Terminy takie jak „tygrys”, „złoto”tworzą rodzaje naturalne.
Pierwotnym pojęciem rodzaju naturalnego (np. kota) jest „ten rodzaj rzeczy”, indentyfikowany przez odwołanie się do przypadków wzorcowych.
Zdania dotyczące rodzajów naturalnych: „koty są zwierzętami”, „złoto jest żółte”– prawdy konieczne!
(rodzaje naturalne bliższe nazwom własnym)
Powrót do Milla - terminy jednostkowe nie mają konotacji/sensu (wbrew Fregemu i Russellowi)
Ale – nie wszystkie terminy ogólne mają konotację (rodzaje naturalne jak nazwy)
Prawdy konieczne co do nazw i rodzajów nie są analityczne – odniesienie ustalone, a nie wynikające z synonimiczności.
W przypadku rodzajów naturalnych korzystamy ze wzorców posiadających pewne charakterystyczne własności (które mogą ulegać zmianie)
Odpowiedniość między stanami mózgu a stanami umysłu nie jest konieczna.
Problematyka dotycząca pojęcia koneiczności ma za sobą bardzo długa i bardzo
bogatą tradycję filozoficzną. Wypracowano bardzo wiele różnyc hstanowisk i
istneije wiele różnych teorii. Olbrzymia ilosć filozofów biorących udział
w tej debacie (włąćzając w to tzw. racjonalistów i empirystów) zgadzała się
jednak co do tego, że nie istnieją zdania, sądy, idee itd., które byłyby jednocześnie
konieczne i a posteriori. Główny argument prowadzący do tego przekonania jest
bardzo prosty i jak się wydawało, nei do odparcia. Zdania, sądy, idee itd.
powzięte na podstawie doświadczenia nie są (i nie mogą być) konieczne po prostu
dlatego, że są one niepewne. Niepewność jest kolei właściwością, która towarzyszy
każdemu poznaniu opartemu na doświadczeniu i w żaden sposób nie może zostać
usunięta. Kripke zakwestionował ten argument i, jak się wydaje, w sposób trwały
zaburzył consensus dotyczący tej kwestii.
Weźmy pod uwagę zdanie "Gwiazda Poranna jest to Gwiazda Wieczorna". Jest ono oczywiście, a posteriori - prawdziwosć zdania ustalono na drodze obserwacji astronomicznych. Zdanie to, jak twierdzi Kripke, jest ejdnak zarazem konieczne. "Gwiazda Poranna" i "Gwiazda Wieczorna" sa imionami własnymi i jako takie oznaczają oznaczają wwe wszystkich możliwych swiatach ten sam obiekt, ten mianowicie, który oznaczają w świecei rzeczywistym. W świecie rzeczywistym z kolei obie nazwy oznaczają (przekonują nas włąśnei o tym obserwacje astronomiczne) dokładnie tren sam obiekt. Jest nim, ak wiadomo, planeta Wenus. Wynika stąd, że zdanie "Gwiazda Poranna jest to Gwiazda Wieczorna" jest prawdziwe we wszystkich możłiwych światach, a tym samym koneiczne! Czyż nei jest jednak tak, że zdanie to (jak każde zdanie oparte na obserwacji) jest neipewne. I czy nei wynika stąd, że jest możliwa jego fałszywość. Oczywiście jest to prawda, stwierdza Kripke. Możliwość, o którą tu chodzi jest jednak możliwością epistemologiczną, tzn. biorąc pod uwagę wszytko to, co wiemy, jest (w zasadzie) możliwe, że pewnego dnia odkryjemy, że myliliśmy się, że obserwacje były niedokłądne, lub że zwodził nas demon. Zdanie "Gwiazda Poranna jest to Gwiazda Wieczorna" posiada jednak dość szczególną (a dotąd przeoczoną właściwość, tę mianowicie, że o ile jest już prawdziwe, to jest prawdziwe we wszystkich możliwych światach. Właśnie w tym sensie jest ono konieczne. Konieczność tę (o ile prawdziwe to konieczne) określa Kripke mianem metafizycznej konieczności. Zdanie "Gwiazda Poranna jest to Gwiazda Wieczorna" jest więc zdaniem metafizycznie koniecznym. Oczywiście metafizycznie konieczne są też inne zdanietego samego rodzaju., a więc np. "Tallus jest to Cyceron". Nei na tym jednak koniec. Listę tę należy uzupełnić o zdanie typu "Tygrysy są zwierzętami", "ciepło jest ruchem molekuł", "Światło jest strumieniem fotonów" itd., a więc o zdania zdające sprawę z tego, jaka jest natura pewnych obiektów - tygrysa, ciepła, światła, itd. Weźmy np. pod uwagę zdanie "Ciepło jest ruchem molekuł". Jest ono, oczywiście, a posteriori - trzeba było wielu lat szczegułowych badań, doswiadzceń, eksperymentów itd. aby odkryć, ze ciepło jest ruchem molekuł - jako takie niepewne; tzn. jest możłiwe, że pewnego dnia okaże się, że mimo wszystko myliliśmy się i że ciepło wcale nie jest ruchem molekuł. Możliwość ta jest jednak możliwością epistemologiczną, cahrakteryzuje ona po prostu nasza sytuację poznawczą, wyraża (trafnie) stan niepewności związany z każdą wiedzą empiryczną. Nie podważa to w niczym metafizycznej konieczności tego zdania. Przyjmijmy na moment, że nie mylimy się, i że ciepło jest rzeczywiście ruchem molekuł. W tym przypadku zdanie to jest nie tylko prawdziwe, ale właśnie konieczne. "Ciepło" z innego możliwego świata lub odkryte w odległym rejonie Universum jest dla nas ciepłem (tzn. może być określone tym mianem w naszym języku) tylko pod warunkiem, żę jest ruchemmolekuł. Fenomen podobny we wszystkim do ciepła (oddziałujący na nasze zmysły w identyczny sposób), ale nie będący ruchemmolekuł nie może być (i nie byłby) określony jako ciepło. Jeżeli ciepło jest rzeczywiście ruchem molekuł, to jet nim koniecznie.
Pierwszym tematem, którym zajmie się Kripke jest nazywanie. Terminem nazwa będzie posłgiwał się tak tak by obejmował jedynie te rzeczy, które w języku potocznym nazywamy „nazwami własnymi”. Deskypcji, a raczej terminu „to do czego odnosi się deskrypcja”będzie używał tak, by oznaczał on jedyny przedmiot spełniający warunki, jakie wskazuje deskrypcja określona (przykład z szampanem: widzimy na przyjęciu człowieka, który ma ładny krawat i trzyma w ręku kieliszek szampana. Mówimy: człowiek z szampanem ma piękny krawat. Odbiorca naszej informacji zrozumie ją poprawnie, mimo, że człowiek z pięknym krawatem w istocie popija białe wino)
Nie jest tak, że każdego zwrotu o postaci „x takie, że Fx”, używa się zawsze jako deskrypcji raczej niż nazwy. Święte Cesarstwo Rzymskie nie było ani święte, ani rzymskie, ani cesarstwo. Jest więc raczej nazwą niż deskrypcją.
Frege i Russell sądzili natomiast, że nazwa własna użyta we właściwy sposób jest po prostu skróconą, czy utajoną deskrypcją określoną.
Russella doktryna wiedzy bezpośredniej- ludzie mogą być zdolni do wskazania pewnych rzeczy, a więc do określania odniesień pewnych nazw w sposób ostensywny. Doktrynę spełniają nazwy własne.
Nazwy potoczne odnoszą się jednak do wszystkich rodzajów ludzi, nawet do tych, których nie możemy wskazać bo (np.) nie żyją, a to odnoszenie jest wyznaczone przez naszą więdzę o tych ludziach. Na przykład ciąg: Napoleon – > cesarz Francji-> Waterloo itd. podaje deskrypcję jednoznacznie identyfikującą by określić to do czego odnosi się nazwa.
Argumentem pomocniczym tej teorii, jest że czasami możemy ustalić, że dwie nazwy odnoszą się do tego samego i wyrazić to w twierdzeniu o identyczności (Gwiazda Wieczorna, Gwiazda Zaranna).
Możemy się też zastanawiać, czy nazwa ma w ogóle jakieś odniesienie np. czy Arystoteles istniał. Lecz pytamy tu nie o to czy jakiś czy jakiś człowiek istniał, lecz czy coś odpowiada własnościom, które kojarzymy z nazwą Arystoteles, tzn. czy jakiś filozof grecki stworzył pewne dzieła lub przynajmniej stosowną ich liczbę.
Kripke sądzi, że pogląd Fregego i Russella jest niesłuszny, ale uważa że wielu badaczy odrzuca ino jej literę, a zachowuje ducha uznając koncepcję pojęcia jako wiązki.
Wg Fregego istnieje w naszym języku pewna swoboda czy słabość. Jedni mogą nadawać pewien sens nazwie Arystoteles, inni mogą jej nadawać inny sens. Najczęstszym sposobem wychodzenia z tej trudności jest stwierdzenie, że: „okoliczności, iż nie możemy zastąpić konkretną deskrypcją nazwy, naprawdę nie jest słabością języka potocznego: jest to całkiem w porządku. W rzeczywistości kojarzymy z nazwą rodzinę deskrypcji”( to z „Dociekań”Wittgensteina, za Kripkem cytat ze strony 47)
To do czego odnosi się nazwa nie jest określone przez pojedyńczą deskrypcję, lecz przez pewną rodzinę, wiązkę. To co spełnia większość deskrypcji z danej rodziny jest tym do czego odnosi się nazwa (znajdujemy taki pogląd min. w „Proper Names”Searla.)
Kripke sądzi, że są dwa sposoby, na które można rozpatrywać wiązkową teorię pojęcia, lub nawet teorię wymagającą pojedyńczej deskrypcji.
Wiązka czy pojedyncza deskrypcja faktycznie nadaje znaczenie nazwie, a gdy ktoś mówi „Walter Scott”, ma na myśli: taki człowiek, że cośtam
Jeśli nawet deskrypcja w pewnym sensie nie podaje znaczenia nazwy, to jednak określa jej odniesienie choć wyrażenie „Walter Scott” nie jest synonimem wyrażenia „taki człowiek, że cośtam”, a nawet nie jest synonimem rodziny deskrypcji. Używamy właśnie rodziny lub pojedynczej deskrypcji by określić do kogo się odnosimy mówiąc „Walter Scott”. Jednak gdy ktoś kto mówi o Scottcie rzeczy, które daleko bardziej oddają wizerunek Salvadora Dali, to w myśl teorii odniesieniem wyrażenia „Walter Scott”okazuje się Dali.
Filozofowie rozróżniają wiele kategorii prawdy: „a priori”, „analityczne”, „konieczne”, nawet „pewne”.
Pojęcie aprioryczności jest pojęciem epistemologicznym. Prawdy „a priori” to te, które poznajemy niezależnie od doświadczenia. Zakłada to, że możliwe jest poznanie czegoś niezależnie od doświadczenia. Że jest takie COŚ. Nie wiadomo dla kogo istnieje takie poznanie. Wobec tej trudności Kripke proponuje aby zamiast posługiwać się zwrotem „prawda a priori”ograniczyć się do pytania czy konkretna osoba lub ktoś poznający wie coś a priori lub sądzi, że coś jest prawdziwe na podstawie świadectw a priori.
Drugim interesującym nas pojęciem jest pojęcie „konieczności”. Niekiedy używa się go w sposób epistemologiczny i wtedy może znaczyć tyle co „a priori”. Bywa też używane w sposób fizykalny, gdy rozróżnia się konieczność fizyczną i logiczną. Kripkego interesuje sposób metafizyczny.
Jeśli coś jest fałszywe, to nie jest koniecznie prawdziwe. Jeśli jest prawdziwe, czy istnieje możliwość by było inaczej? Czy jest możliwe, że pod danym względem świat mógłby być inny niż jest? Jeśli nie, ów fakt dotyczący świata jest konieczny, jeśli tak- ów fakt jest faktem przygodnym. Nie ma to nic wspólnego z naszą wiedzą o czymś.
Hipoteza Goldbacha mówi, że liczba parzysta większa od dwóch musi być sumą dwóch liczb pierwszych. Jeśli to twierdzenie jest prawdziwe, jest przypuszczalnie konieczne, a jeśli nie to jest przypuszczalnie koniecznie fałszywe.
Jeśli nie ma rozstrzygającego dowodu matematycznego, nikt z nas jeszcze nie ma takiej wiedzy apriorycznej, wskazującej któryś z kierunków odpowiedzi na nie.
Nie wiemy czy hipoteza Goldbacha jest prawdziwa czy fałszywa.
Tak więc terminy „konieczny”i „aprioryczny”stosowane do zdań, nie są oczywistymi synonimami.
Ludziom wydaje się, że te dwie rzeczy znaczą to samo ponieważ:
jeśli coś jest prawdziwe nie tylko w świecie rzeczywistym, ale i we wszystkich możliwych światach, to przebiegając w myśli wszystkie możliwe światy dostrzegamy, że dane zdanie jest konieczne, a więc poznajemy je a priori.
jeśli wiemy cos a priori to musi być to konieczne, ponieważ poznaliśmy to bez przyglądania się światu
Używa się w filozofii terminu „analityczny”. Zdanie analityczne jest prawdziwe na mocy swojego znaczenia (kawalerowie są nieżonaci). Coś co jest analitycznie prawdziwe, będzie zarazem aprioryczne i konieczne.
Pewność- kolejna kategoria- to pojęcie epistemologiczne. Nie wszystko co jest konieczne jest pewne. Można być o czymś racjonalnie przekonanym a priori, nie będąc tego całkiem pewnym.
Kolejnym zagadnieniem podejmowanym przez Kripkego jest to jak niektórzy filozofowie rozróżniali esencjalizm, przekonanie o istnieniu modalności de re i zwykłą obronę konieczności, przekonanie o istnieniu modalności de dicto. Niektórzy chcą podawać pojęcie konieczności. Kripke twierdzi, że tylko zdania i stany rzeczy mogą być konieczne lub przygodne. To czy jakiś konkret ma jakąś własność w sposób konieczny lub przygodny zależy od sposobu w jaki się go opisuje.
Wygrane wybory będą przygodną własnością Nixona, pod warunkiem, że nie opiszemy Nixona jako „człowieka, który wygrał wybory w 68 roku”– > wtedy będzie to prawdą konieczną.
Kripke, w przeciwieństwie do niektórych filozofów, uważa, że treść intuicyjna jest bardzo mocnym świadectwem na korzyść dowolnej rzeczy. „Naprawdę nie wiem”pisze”jakie by można mieć ostatecznie biorąc, bardziej rozstrzygające świadectwo na rzecz czegokolwiek”
Niektórzy filozofowie myślą inaczej dlatego, że uznaje się iż zagadnienie tak zwanych „własności istotnych”jest równoważne zagadnieniu identyczności w poprzek możliwych światów. Jednakże zagadnienia związane z podaniem takich kryteriów identyczności jest bardzo trudno. Ciężko jest ustalić warunki identyczności dla ludzi i przedmiotów materialnych. Nie należy, poza tym, rozumieć możliwego świata jako czegoś co oglądamy przez teleskop. Możliwy świat jest „dany przez warunki opisowe, które z nimi wiążemy”
Możliwy świat się ustanawia, a nie zaś odkrywa. Możemy więc przypuścić, że jest taki świat możliwy, w którym Nixon przegrał wybory. Pytanie zdaje się dotyczyć tego czy ów Nixon byłby Nixonem jeśli nie posiadałby należnej Nixonowi własności bycia człowiekiem, który wygrał wybory. Należy jeszcze oczywiście podać warunki po spełnieniu których, ktoś jest Nixonem.
Według Kripkego nazwy są desygnatorami sztywnymi czyli oznaczają ten sam przedmiot w każdym możliwym świecie. ( Desygnator sztywny przedmiotu, który istnieje koniecznie, to desygnator mocno sztywny, a jeśli coś nie oznacza tego samego w każdym możliwym świecie jest desygnatorem niesztywnym)
Kripke twierdzi, że:
Nie wykrywa się rzeczy dotyczących sytuacji kontrfaktycznej lecz się je ustanawia.
Światy możliwe nie muszą być dane czysto jakościowo.
Czy problem transświatowej identyfikacji ma jakiś sens? Tak, jeśli będziemy traktować go jako pytanie o identyczność przedmiotu ustaloną za pomocą pytań o jego części składowe.
Części te nie są jednak jakościami, a ów przedmiot nie przypomina tego, o który chodzi. Nixon mógłby zajmować się hodowlą warzyw, a prywatnie mieć radykalne przekonania.
Kripke sądzi, że pogląd Fregego- Russella można traktować jako teorię znaczenia nazw
lub jako teorię ich odniesienia. Można bowiem powiedzieć, że temperatura 100 stopni Celsjusza, to temperatura wrzenia wody na powierzchni morza, lub, że metr to długość S, a S to pewien pręt w Paryżu.
To czy na przykład pręt S ma długość jednego metra w chwili t jest prawdą konieczną, nie ma znaczenia bowiem użytkownik powyższej definicji posługuje się nią nie po to aby nadać znaczenie temu co nazwał metrem lecz po to by ustalić odniesienie.
Ustalmy teraz status epistemologiczny zdania „pręt S ma jeden metr długości w chwili t”dla kogoś kto ustalił system metryczny w odniesieniu do pręta S?
Wydawałoby się, że zna je a priori, z drugiej strony nawet jeśli posłużył się wzorcem metra, zdanie „pręt S ma metr długości”będzie miało status zdania przygodnego, jeśli traktujemy jako desygnator sztywny wyrażenie „jeden S”. Pręt S możemy mechanicznie zmienić. Istnieją, wobec tego, zdania przygodne a priori.
Ważniejsze jest jednak to, że przykład ten ilustruje rozróżnienie definicji, które ustalają odniesienia i tych, które podają synonim.
Tego rozróżnienia dokonać można także w wypadku nazw: zakładamy tu, że odniesienie nazwy dane jest przez deskrypcję lub przez wiązkę deskrypcji. Jeśli nazwa znaczy to samo co deskrypcja lub wiązka deskrypcji, to nie będzie desygnatorem sztywnym. Np. mówimy „Arystoteles jest największym człowiekiem jaki prowadził badania z Platonem”.
Jeśli uznamy to za definicję nazwa Arystoteles ma oznaczać „największy człowiek jaki prowadził badania z Platonem”. Wtedy w jakimś możliwym świecie kto inny prowadziłby badania z Platonem i kto inny byłby Arystotelesem.
Jeśli natomiast posługujemy się deskrypcją tylko po to by ustalić to do czego odnosi się nazwa, ów człowiek będzie tym do czego odnosi się Arystoteles we wszystkich możliwych światach.
Rozbudowana teoria Feregego-Russella twierdzi, że nazwa własna nie jest desygnatorem sztywnym, lecz synonimem zastępującej ją deskrypcji. Lecz inna teoria mogłaby głosić, że deskrypcji tej używa się do określenia sztywnego odniesienia.
Według Kripkego pewne rzeczy zwane definicjami mają ustalać odniesienie raczej niż podawać znaczenie, synonim danego zwrotu. Uważa na przykład, że liczby używa się jako nazwy liczby rzeczywistej, którą w tym wypadku jest stosunek obwodu koła do jego średnicy.
S. Kripke, Nazywanie a Konieczność, Fundacja Aletheia, Warszawa 2001
Na „Nazywanie a Konieczność”Kripkego składają się trzy wykłady uzupełnione o przedmowę autora, w których podkreśla jeszcze swoje stanowisko i rozprawia się z krytycznymi komentarzami dotyczącymi jego teorii. We wszystkich trzech wykładach dąży do pokazania związków pomiędzy koniecznością a nazywaniem, a czyni to na tle teorii deskrypcji, którą szczegółowo omawia pokazując wynikające z niej niezbywalne trudności.
Pierwszy wykład poświęca Kripke wyartykułowaniu pierwszych zasad swojego stanowiska – tłumaczy czytelnikowi działanie i zasięg sztywnego desygnatora, który utrzymuje odniesienie dla nazwy w każdym możliwym świecie. Następnie autor wprowadza pojęcie metafizycznej konieczności i demonstruje swoją niezgodę z Kantem na temat związku między koniecznością i apriorycznością. W dwóch kolejnych wykładach autor rozwija i uzasadnia swoje twierdzenia równocześnie podważając twierdzenia deskryptywizmu, które analizuje w jego kilku odmianach-konsekwentnie wykazując ich nadużycia. O ile nie było mu trudno wyliczyć argumenty przeciwko deskrypcji, która dostarcza znaczenia, o tyle nie usiłował zakwestionować jej użyteczności jako teorii ustalającej odniesienie.
Drugi wykład rozpoczyna od sformułowania sześciu tez obrazujących teorię deskrypcji, a następnie ogranicza je warunkiem W, który wszystkie dopełniające się tezy muszą spełniać, aby nie uwikłać się w błędne koło. Sześć tez to ilustracja deskryptywizmu uczyniona na użytek wykładów, które poświęca wykazaniu podstawowych ułomności teorii deskrypcji, przy czym każda próba poprawienia jej ma zbliżać czytelnika do teorii, o której zbudowanie chodzi Kripkemu.
Uczyniona tu krytyka deskryptywizmu nie polega jednak na całkowitym odrzuceniu jej użyteczności- funkcja teorii deskrypcji nastawionej na ustalanie odniesienie posiada bowiem swoje uzasadnienie, które sam Kripke przeprowadza odwołując się do przypadków dowodzących jej zasadności.
Kripke decyduje się zatem wyróżnić nieliczne dobrodziejstwa deskryptywizmu i udowodnić swoje racje, według których, cyt: „Nie jest w ogólności tak, że odniesienie nazwy określają jakieś jednoznacznie identyfikujące znamiona, jakieś swoiste własności spełniane przez to, do czego odnosi się nazwa, i znane mówiącemu lub, według jego przeświadczenia, dające się prawdziwie orzekać, o tym do czego odnosi się nazwa”.1
Ażeby jednak uskutecznić krytykę nastawioną na zaznaczenie błędów teorii deskrypcji, Kripke dobiera do sześciu tez sformułowanych na użytek wykładów, reprezentatywne przykłady i podkreśla dalej luki obecne na poziomie założeń we wszystkich odmianach deskryptywizmu. Następnie rozważa typowe przypadki zastosowania skróconej wersji teorii deskrypcji wyrażonego pierwszymi pięcioma tezami. Analiza deskryptywizmu ma nas zbliżyć do teorii, o której zbudowanie chodzi Kripkemu .Aby ją wydobyć niezbędne wydaje się przytoczenie za autorem zarzutów, którymi obarcza wyniki teorii deskrypcji.
Pierwsza teza: „Każdej nazwie lub wyrażeniu oznaczającemu „X” odpowiada wiązka własności, mianowicie rodzina takich własności , że A jest przekonany, iż „X”2 nie zostaje sproblematyzowana, jako że pełni rolę definicji, co pozwala jej na uniknięcie błędnego koła, co stanowi, że warunek W („W wypadku każdej zadowalającej teorii opis musi unikać błędnego koła. Własności, których używa się w głosowaniu, same nie mogą zawierać pojęcia odniesienia w taki sposób, że ostatecznie nie sposób go usunąć”) nie może jej ograniczać.
Druga teza: „A jest przekonany, że jedna z własności lub niektóre własności łącznie wyznaczają jednoznacznie pewne indywiduum”3 zostaje zobrazowana teorią Kneala, według którego zdanie typu: „Sokratesa zwano Sokratesem”, jest dla epistemologii trywialne, bo nazwę „Sokrates”można opisać po prostu jako: „indywiduum zwane << Sokratesem >>”. Kneal, zdaje się nie dostrzegać, że obsadzenie orzeczenia zdania czasem przeszłym wzbogaca nasza sytuację poznawczą o szereg informacji, według których był jakiś „ktoś”, który „kiedyś” nazwał „kogoś”„Sokratesem”. Czas przeszły, pod którym występuje orzeczenie, mógłby, według Kripkego, dostarczyć zdaniu niezależne odniesienie, które zniknie po przekształceniu omawianego zdania: „Sokratesa zwano << Sokratesem>>”w zdanie „Sokratesa nazywamy << Sokratesem>>”, a wtedy pojawi się ryzyko zawikłania w błędne koło ( bo nazwa „Sokrates”to przecież tyle co „indywiduum zwane <
Kolejne uwagi dotyczące tezy drugiej wiążą się ze sformułowaniem: „A jest przekonany”. Oczywiste jest, konstatuje Kripke, że prywatne przeświadczenie mówiącego o własnościach przedmiotu nie przesądzają o jego racji i mają raczej niewielkie znaczenie dla ogółu użytkowników języka.
A jednak procedura regulowania odniesienia według tego, co o własnościach przypisywanych pewnemu przedmiotowi sądzi „A” jest bardzo popularna ( i może się udać dla A). Usiłuje się ją wzmocnić poprzez praktykę przypisywania indywidualnemu przedmiotowi „X”znanych czynów, które mają go ostatecznie i jednoznacznie zidentyfikować i nadać mu odniesienie.
Jeżeli jednak własności, o które chodzi teorii deskrypcji miałyby wymieniać wyjątkowe, znane powszechnie osiągnięcia opisywanej osoby, metoda ta miałaby zastosowanie jedynie do nielicznej klasy.
Aby ustalenie odniesienia się powiodło, typowy użytkownik języka musiałby wówczas dysponować pewną wiedzą, dodajmy nieostro za Searlem: „właściwą i wystarczającą”.
W myśl tych ustaleń, chcąc odnieść się do Cycerona, musielibyśmy wiedzieć o nim tyle, np.: Cyceron to „człowiek, który oskarżył Katylinę”. Aby znaleźć odniesienie dla Godla, powiedzielibyśmy coś w rodzaju: Godel to „człowiek, który odkrył niezupełność arytmetyki”.
O Einesteinie typowy człowiek mógłby orzec, np.: Einstein to „człowiek, który odkrył teorię względności”.
Powtórzmy za Kripke sugerowaną treść tezy drugiej deskryptywizmu – chodzi w niej o przekonanie A o tym, że „jedno z własności lub niektóre wyznaczają jednoznacznie pewne indywiduum”. I teraz po rozważeniu potencjalnych wypowiedzi statystycznego użytkownika języka, który chce odnieść się kolejno do Cycerona, Godla i do Einsteina, nie możemy, powiada Kripke, zgodzić się, że każdemu uda się na gruncie deskryptywizmu jednoznacznie wyznaczyć indywiduum i jego odniesienie.
Oto trudności:
nie możemy założyć, że pytanie o Cycerona zapewni odpowiedź, o którą chodzi- typowy respondent mógłby o Cyceronie wiedzieć tylko tyle, że był znanym rzymskim mówcą, mógłby też mniemać coś zupełnie niedorzecznego (?), np.: twierdzić, że Cyceron był znanym komikiem. Deskrypcje, które wyróżniają znane osiągnięcia opisywanego człowieka, stosuje się do jednoznacznego wyznaczenia indywiduum, ale ten zabieg nie gwarantuje uniknięcia błędnego koła .Einsteina charakteryzujemy najczęściej jako „człowieka, który odkrył teorię względności”, z kolei teorię względności możemy równocześnie wyznaczyć jako „ teorie Einsteina”- teza druga nie unika zatem błędnego koła.
Użytkownik języka może okazać się całkowitym ignorantem i nie wiedzieć nawet o wspomnianym osiągnięciu Einsteina. Brak wiedzy nie uniemożliwia jednak poprawnego odniesienia. Kripke dowodzi, że „niedostateczne informacje”nie blokują posługiwania się nazwą „Einstein”jako nazwą Einsteina. Odniesienie byłoby realizowane nawet wtedy, gdybyśmy zrezygnowali z pomocy wszelkich encyklopedii, które dostarczają wiedzy o powszechnie znanych przedmiotach i osobach.
Jest tak także podczas projektowania kontrfaktycznych sytuacji – choć potrafimy wyobrazić sobie przedmiot pozbawiony faktycznych, aktualnych własności (przypisywanych w naszym świecie), odniesienie się zachowuje ,bo taka projekcja odbywa się zawsze w naszym języku, nawet jeżeli chcemy założyć, że w świecie możliwym obowiązywałby inny język. Mówienie o kontrfaktyczości zaś, nie odbiera naszemu językowi ustalonego odniesienia, ale może wycofać „należącą”do świata aktualnego deskrypcje.
Wydaje się, że Kripke był tu bliski twierdzenia, że nie ma własności, które przysługiwałyby przedmiotowi koniecznie, na mocy jakiegoś logicznego fatum.
Kripke rozważa następnie tezę trzecią. Tu uzgodnienie nazwy „X”z przedmiotem, do którego ma się ona odnosić, według ustaleń A będzie możliwa pod spełnieniem większości lub znacznej większości spośród własności .
Naczelny błąd deskryptywizmu polega na myśleniu, że podajemy sobie własności, a te jakościowo i jednoznacznie wyróżniają przedmiot i w ten sposób wyznaczają też nasze odniesienie. Protest Kripkego przeciwko temu poglądowi widać dobrze przy omówieniu trzeciej tezy.
Coraz częściej też Kripke zdradza założenia przyczynowej teorii odniesienia, za którego propagatora uchodzi.
Nawiązując do tezy trzeciej powie zatem, że jeśli nawet posługujemy się nazwą opierając się na błędnych informacjach, co powoduje, że przedmiot do którego nazwa ma się odnosić nie spełnia większości spośród własności -nie jest tak, że odniesienie „zmienia”desygnator i odpowiada innemu, który posiada postulowaną większość cech. Teorii deskrypcji zależy na tym, aby bezbłędnie dobrać i uzgodnić z przedmiotem deskrypcję określaną przez użytkownika pewnej nazwy. Kripke uważa jednak, że ta metoda nie może być trafna, bo kryterium osiągania postulowanego uzgodnienia (spełnianie przez Y większości lub znacznej większości spośród własności ) nie jest dość ostre i mnoży odniesienia.
Analizę tezy czwartej rozpoczyna Kripke od rozważenia możliwej sytuacji, kiedy głosowanie nie przyniosłoby żadnego przedmiotu- bo nic nie spełniło większości lub istotnej liczby własności . Nazwa, według Kripkiego, nie może jednak utracić swojego odniesienia, nawet jeżeli nic nie wiadomo o właściwościach desygnowanego przedmiotu. Nazwa nie może także odnosić się do niczego, nie może nie wyprowadzić odniesienia. Inaczej sądzi Strawson, który dostosowuje pogląd o łańcuchu komunikacyjnym do teorii deskrypcji i skuteczne odniesienie się uzależnia od tego, co mówiący myśli o źródle swojego odniesienia, a zatem, czy wiadome jest dla niego, skąd owe odniesienie zaczerpnął. Jeżeli bowiem nie posiada tej wiedzy opis przedmiotu (jego deskrypcja), jego odniesienie jest dla niego niedostępne. Kripke decyduje się dotknąć w tym miejscu problemu fikcyjnych postaci, czy po prostu takich, co do istnienia których możemy mieć wątpliwości. Weźmy przykład Jonasza. Prawdopodobnie wszyscy bibliści sądzą, że Jonasz rzeczywiście istniał, ale czy pociąga to twierdzenie o tym, że czyny, które miał dokonać (udanie się do Niniwy) i zapisane w Biblii zdarzenia (połknięcie Jonasza przez rybę) miały miejsce?
Wydaje się, że nie towarzyszy im takie przekonanie, a jednak nazwa „Jonasz”nieodwracalnie (sztywno) stosuje się do Jonasza. Nazwa „Jonasz”utrzymuje odniesienie do Jonasza zarówno na mocy konstytuowanych w wykładach reguł sztywnego desygnowania, jak i na mocy doktryny chrześcijańskiej.
Tezie szóstej: „zdanie „jeśli X istnieje, X ma większość spośród własności ” wyraża prawdę konieczną”4 już na początku wykładu Kripke odbiera konieczność, podkreślając, że w implikacji istnienie nie może być logicznym poprzednikiem dla następnika reprezentowanego przez własności.
Została nam do omówienia teza piąta, która brzmi: „„Jeżeli X istnieje, X ma większość spośród własności ” jest a priori prawdziwe””5.
Aby warunek W nie naruszył żadnej z tez deskryptywizmu, a potwierdził ich prawdziwość, należałoby udowodnić, że unikają one błędnego koła.
Wiadomo już, że pierwszych czterech tez nie udało się uchronić przed zasadą błędnego koła. Interesujące są zatem próby jakie podnosili deskryptywiści, aby teorie deskrypcji uratować.
Poszukiwano, np. niezależnego odniesienia, dzięki któremu nie występował błąd idem per idem. Próbowano także wskazywać na inny, aniżeli postulowany na początku, nośnik deskrypcji, co skutkować miało także zmianą przedmiotu odniesienia. Wtedy, jeżeli pomyliliśmy się charakteryzując Godla jako „człowieka, który odkrył niezupełność arytmetyki”, bo faktycznie mógł to odkryć, np. Schmidt, wymawiając nazwę „Godel”odnosilibyśmy się w zamyśle do prawdziwego odkrywcy, Schmidta (wtedy wycofalibyśmy deskrypcję dobraną do Godla i przekazalibyśmy ją Schmidtowi).
Jeszcze innym sposobem na uratowanie tez od błędnego koła były praktykowane przez Strawsona metoda przerzucania odpowiedzialności. Polegała ona za zasadzie czerpaniu wiarygodności jednego odniesienia, które miało identyfikować, od drugiego odniesienia, chronologicznie wcześniej uwiarygodnionego przez jakieś jeszcze inne odniesienie. Jakie kryteria musiały być spełnione?
Użytkownik języka polegający na tak zorganizowanym łańcuchu komunikacyjnym, musiał wiedzieć, od kogo otrzymał dane o odniesieniu i o deskrypcji, musiał całkowicie zawierzyć osobie, która mu to odniesienie podyktowała, a jeżeli brakowało mu tej wiedzy, porozumienie, co do odniesienia nie było możliwe.
Teoria deskrypcji promująca poleganie na określonej wiązce deskrypcji postuluje jeszcze, według Kripkiego, bardzo podejrzaną praktykę ustalania prywatnego odniesienia (w ramach, tzw. prywatnej ceremonii). Wymagała ona od typowego użytkownika, jak gdyby, wzięcia w nawias całej społeczności mówiących i wyprowadzenia odniesienia dla siebie, dla prywatnego użytku. Wówczas powiedzenie sobie: „Przez <
Chrzest pierwotny – to postępowanie, które potrafi uporządkować ruch pomiędzy nazwą, odniesieniem, a przedmiotem. Jest to metoda, dzięki której ustanowiony zostaje łańcuch komunikacyjny, wskazujący na pierwsze źródło nazwania i ustalenia odniesienia. Prywatna ceremonia, podczas której można wyróżnić odniesienie dla mojego prywatnego interesu, tym się różni od ceremonii nadania imienia podczas chrztu pierwotnego, że odniesienie wyprowadzane jest tu, by udostępnić je społeczeństwu, które nic nie musi wiedzieć o przedmiocie odniesienia, aby się do niego odnieść. Kripke optuje za drugim rodzajem ceremonii, która rozpoczyna przekazywanie nazwy od ogniwa do ogniwa.
Ostatnim problemem, który Kripke podejmuje jeszcze w drugim wykładzie, jest problem zdań o identyczności. Jak dotąd, przypomina autor, filozofowie jeszcze nie rozstrzygnęli, czy zdania o identyczności między nazwami są konieczne, czy przygodne.
Nie dostrzeżono także specyfiki zdań o identyczności, pochodzących z teorii naukowych, co obrazuje zdanie twierdzące, że woda to tyle co H2O, czy zdanie utożsamiające światło z promieniowaniem elektromagnetycznym w pewnym przedziale długości fal. Pogląd Kripkiego na temat zdań tego typu, wyrażony tu został implicite, a głosi, że pewne prawdy mogą być zarazem konieczne i a posteriori – ten przypadek mają reprezentować zdania teorii naukowych.
Te zagadnienia, Kripke decyduje się zilustrować sporem toczonym pomiędzy Quine’em a Marcus’em dotyczącym nazw własnych. Quine podając przykład dwóch nazw: „Gwiazdy Wieczornej”i „Gwiazdy Porannej”twierdzi, że kiedy dowiadujemy się, że dwa różne terminy nazywają ten sam przedmiot, jest to odkrycie empirycznie i nie należy się upierać przy założeniu, że skoro identyczności między nazwami są konieczne- empiryczne badanie okazuje się zbędne ( więc wystarczyłoby tylko sięgnąć do słownika, by sprawdzić, czy dwie nazwy są tym samym). Konflikt: Quine- Marcus oscyluje, ale jeszcze nie dotyka, zdaniem Kripkiego, sedna sprawy.
Badaniu identyczności między nazwami musi towarzyszyć badanie zdań o identyczności między nazwami.
Kripke próbuje iść dalej zastanawiając się nad sytuacją, kiedy Gwiazda Wieczorna nie byłaby Gwiazdą Poranną, przy założeniu, że w naszym świecie Gwiazda Wieczorna to Gwiazda Poranna. Przytacza tutaj kilka możliwych, kontrfaktycznych sytuacji dla braku tożsamości między Gwiazdą Wieczorną a Gwiazdą Poranną i konfrontuje je z zasadą sztywnego desygnowania, wg, której nazwa sztywno odnosi się do rzeczy, z którą została związana w wyniku pierwotnego aktu nazywania. Ten związek zaś obowiązuje w każdym możliwym świecie, przy czym nie twierdzi się tu, że oznaczana w tych światach rzecz istnieje.
Wnioski są więc następujące- w świecie możliwym, w którym nie posługiwalibyśmy się nazwami „Gwiazda Wieczorna”i „Gwiazda Poranna”, tak jak my ich tutaj używamy- jako nazw dla jednej planety, mogłoby się zdarzyć, że nazwy te desygnowałyby różne przedmioty, ale to nie sytuacja, kiedy Gwiazda Wieczorna nie pozostaje w relacji identycznościowej z Gwiazdą Poranną. Nie jest to więc możliwość „ z naszego świata”, bo używamy owych nazw sztywno, co uprawnia nas do powiedzenia, że jeśli z góry powiemy, że „ Gwiazda Wieczorna i Gwiazda Poranna są tym samym, w żadnym innym kontrfaktycznym świecie nie mogą się one różnić”.6
Natomiast zdania „Gwiazda Wieczorna to Gwiazda Poranna”nie można identyfikować z przygodną prawdą, zgodnie z którą, gwiazda widziana w górze wieczorem jest gwiazdą widzianą w górze rano.
Podsumowując stanowisko Kripkiego zaznaczone w wykładzie drugim należy podkreślić, że nazwy zostały na mocy ostensji przyporządkowane obiektom i żadna kontrfaktyczna możliwość nie stanowi niebezpieczeństwa dla podtrzymania porządku ustanowionego metafizyczną koniecznością.
Pogląd Kripkiego o autonomii odniesienia, które zostaje zapewnione dzięki zasadzie sztywnego desygnowania powinno się analizować w świetle zewnętrznego związku przyczynowego, uzależnionego od łańcucha komunikacyjnego i wygenerowanego przez społeczeństwo. Uwzględnienie społecznego kontekstu (ruchu nazwy od ogniwa do ogniwa) to doniosły moment w teorii Kripkiego, bo ma zagwarantować skuteczne dotarcie do odniesienia- pierwotnie przyznanego nazwie.
1 S. Kripke, Nazywanie a Konieczność, Fundacja Aletheia, Warszawa 2001, s.147.
2 Tamże, s.101.
3 Tamże, s.101.
4 Tamże, s.101.
5 Tamże, s.101.
6 Tamże, s.144.