Galaktyczna wojna unicestwiła życie na Ziemi. Ocalał jeden okręt i kilkuset mężczyzn. I nadzieja.
Tytuł oryginału: Recall not Earth
Gatunki: fantastyka naukowa fundament powieść
Wyprawiliśmy się w przestrzeń, o której nie wiedzieliśmy nic. A kiedy spotkaliśmy coś przed czym powinniśmy byli uciec, próbowaliśmy walczyć, przyjęliśmy wyzwanie jakbyśmy byli najsilniejszym mocarstwem galaktyki. I to po popełnieniu głupstwa, jakim było ujawnienie skąd pochodzimy! I... No cóż, wątpię, czy dowódca Vul, który zaatakował nasz system słoneczny wiedział, że był to nasz jedyny system.
– Zgodziliśmy się co do tego już przedtem - ale teraz wiem więcej. Ten zbiegły Chelki miał szpiegów w Imperium Vulmot od dwóch tysięcy lat, John – dwóch tysięcy lat! Wiedział, wkrótce po tym co się stało, o naszych walkach i natychmiastowej zagładzie Ziemi. Wyjawił mi powód tej zagłady, prawdziwą decyzję Vulmotu. Widząc jak potrafimy walczyć, chcieli zapobiec przekształceniu się Ziemi w potężne mocarstwo. Wiedzieli, że nie nadajemy się do zrobienia z nas niewolników czy poddanych i zdecydowali, że nas zniszczą. John – stracili dużo czasu na sprawdzanie, czy nie pozostały żadne pary mogące się rozmnożyć. A kilka wysoko postawionych osobistości straciło swoje stanowiska tylko dlatego, że my, maleńki procent załogi, zdołaliśmy mimo wszystko umknąć. Odetchnęli z ulgą dopiero wtedy, kiedy dowiedzieli się, że między nami nie było ani jednej kobiety. Ba! Przeszukali dokładnie resztki naszego systemu i całe jego otoczenie, aby upewnić się, że nikt oprócz nas nie ocalał.
– Więc słuchaj, Komandorze Jonathanie Braysen, którego imię jeszcze kilka lat temu było hasłem dla wszystkich ludzi i obcych organizacji militarnych w całym sektorze Galaktyki. To mówisz ty, który przechytrzyłeś cały Vulmotański Oddział do Zadań Specjalnych i rozprawiłeś się z nim dysponując zaledwie kilkoma maleńkimi statkami. Ty, który mogłeś dowodzić każdą flotą przestrzenną, o ile tylko skinąłeś głową i podpisałeś się na kontrakcie. Chelki, o którym mówię, wie o tobie wszystko. I nadal uważa, że jesteś człowiekiem, którego potrzebujemy. Właśnie ty, z całej naszej grupy. Tylko ty możesz nas znowu połączyć.
John wpatrywał się w Lange' a czując, że krew znowu mocno pulsuje mu w skroniach. Czyżby to była prawda? Fakt, a nie tylko jeszcze jedno rozpaczliwe marzenie?
Wydawało się to nieprawdopodobne. Ale przecież to jednak była szansa. Nieskończenie mała, niewiarygodna, dawno pogrzebana i odrzucona, błogosławiona szansa.
Dwie jasne łzy spłynęły Johnowi po zarośniętych policzkach.