Naukowcy, jak to zwykle bywa w powieściach, wymyślają wehikuł czasu. Grupa naukowców wyrusza do średniowiecznej Francji... jak to zwykle bywa w powieściach, w misji ratunkowej.
Tytuł oryginału: Timeline
Gatunki: fantastyka naukowa powieść
[...]Dopiero w roku 1957 Hugh Everett zaproponował
zupełnie nowe podejście. [...] Everett nazwał to wieloświatową interpretacją mechaniki
kwantowej. Takie wyjaśnienie pasowało do równań teorii, ale fizycy nie
potrafili się z nim pogodzić. Najwięcej zastrzeżeń budził fakt, że w
każdym wszechświecie bieg wydarzeń musiałby się wciąż rozszarpywać na
nieskończenie wiele torów, rodząc tym samym kolejne wszechświaty. Nikt
nie mógł uwierzyć, że nasza rzeczywistość ma taką postać.
– Większość fizyków do dziś nie umie się z tym pogodzić – powiedział
spokojnie Gordon – chociaż nikt nie zdołał wykazać, że ta interpretacja
jest błędna.
[...]
- To bardzo proste doświadczenie. Jest wykonywane od
dwustu lat. Ustawmy naprzeciwko siebie dwa ekrany, a w pierwszym zróbmy
wąską pionową szczelinę.
Pospiesznie naszkicował to na kartce.
- Skierujmy teraz na szczeliną strumień świtała. Na drugim ekranie ujrzymy...
- Białą pionową kreskę – odparł Marek. – Od światła przechodzącego przez szczelinę.
- Zgadza się. Będzie to wyglądało mniej więcej tak.
Wyjął z teczki fotografię.
Niżej zrobił na kartce drugi rysunek.
– Teraz zamiast jednej szczeliny zrobimy dwie. Kiedy skierujemy
na nie strumień światła, zobaczymy...
- Dwie pionowe kreski – wpadł mu w słowo Marek.
– Nie. Będzie to cały szereg jaśniejszych i ciemniejszych
pasków.
Pokazał drugie zdjęcie.
– Ale gdy skierujemy strumień światła na cztery szczeliny, otrzymamy dwukrotnie mniej pasków niż poprzednio. Co druga kreska zostanie wygaszona.
Marek zmarszczył brwi.
– Im więcej szczelin, tym mniej pasków? Dlaczego?
– Zwykle efekt ten tłumaczy się wzajemnym oddziaływaniem
dwóch fal światła przechodzącego przez szczeliny, Fale się sumują, więc
w pewnych miejscach wzmacniają, w innych zaś wygaszają nawzajem. Stąd
bierze się szereg jasnych i ciemnych pasków na ekranie. Nazywamy to
zjawisko interferencją światła, a powstające paski prążkami interferencyjnymi.
– Jasne – odezwał się Hughes. – Co złego w tym wyjaśnieniu?
– Co złego? Jest ono oparte na teorii dziewiętnastowiecznej.
Wszystko się zgadza pod warunkiem, że założymy falowy charakter światła.
Od czasów Einsteina wiemy jednak, że światło jest strumieniem cząstek
zwanych fotonami. Jak można wyjaśnić to zjawisko wzajemnym oddziaływaniem
materialnych fotonów.
[...]
– Teoria korpuskularna nie jest taka prosta jak ją pan
przedstawił. W zależności od sytuacji cząstki wykazują wiele właściwości
falowych. Mogą też interferować ze sobą wzajemnie. W tym wypadku mamy
do czynienia z interferencją fotonów. Nietrudno sobie wyobrazić, że
w taki czy inny sposób muszą na siebie oddziaływać, tworząc w efekcie
prążki interferencyjne.
– Tylko czy to wytłumaczenie jest prawdziwe? – ciągnął
Gordon. – Czy właśnie tak się dzieje? Jednym ze sposobów na ujawnienie
prawdy jest eliminacja wszelkich oddziaływań pomiędzy fotonami. Trzeba
wziąć wąziutki strumień pojedynczych fotonów. Udało się to wykonać doświadczalnie.
Utworzono bardzo cienką wiązkę światła, utworzoną przez liniowy strumień
fotonów. Oczywiście zamiast ekranu należało zastosować detektory, w
dodatku tak czułe, aby wychwyciły nawet pojedynczy foton. Jasne?
– W ten sposób całkowicie wyeliminowano interferencję między
cząstkami, które przedostawały się przez szczeliną pojedynczo, jedna
za drugą. A detektory rejestrowały miejsca, w których fotony zderzyły
się z ekranem. I po kilku godzinach uzyskano taki oto rezultat.
– Jak
widzicie, pojedyncze fotony trafiały w ekran tylko w niektórych miejscach,
do innych nigdy nie docierały. Zachowywały się dokładnie tak, jak widziany
dla nas szerszy snop światła. A przecież to był strumień pojedynczych
fotonów, żadne inne cząstki nie mogły z nimi interferować. Niemniej
interferencja musiała zachodzić, bo zaobserwowano zwykłe prążki interferencyjne.
Powstało więc pytanie: z czym interferuje pojedynczy foton?
– Jeśli sięgnąć do rachunku prawdopodobieństwa...
– Nie odwołujmy się do matematyki, pozostańmy przy faktach.
To doświadczenie wykonano z prawdziwymi fotonami skierowanymi na prawdziwe
detektory. I zaobserwowano interferencję. Wiec co interferowało z fotonami?
– Musiały to być inne fotony – odparł Stern.
– Zgadza się, tylko skąd? Detektory nie wykazały obecności
jakichkolwiek innych fotonów. Więc skąd się wzięły?
[...] – Interferencja pojedynczych fotonów dowodzi, , iż rzeczywistość
jest znacznie bardziej złożona od tego, co obserwujemy w naszym wszechświecie.
Jeżeli zachodzi interferencja mimo wyeliminowania wszelkich czynników
mogących ją powodować, oznacza to, że interferujące fotony należą do
innego wszechświata. Mamy więc dowód na jego istnienie.
– Dokładnie tak – przyznał Gordon. – Jest to zarazem dowód,
że inne wszechświaty oddziałują na nasz wszechświat.