Gavagai.pl ma budzić. Ma inspirować. Właściwe słowo we właściwej chwili może zmienić świat 一
umysłemrękami gotowego na te słowa człowieka.
Robert A. Heinlein Luna to surowa pani

Luna to surowa pani

Robert A. Heinlein

O czym:

Moim zdaniem jedna z trzech najważniejszych powieści Heinleina. To po prostu podręcznik przeprowadzenia rewolucji i manipulowania opinią publiczną. Wydarzenia powieściowe to parafraza rewolucji amerykańskiej, walka mieszkańców Księżyca o niezależność od Ziemi.

Tytuł oryginału: Luna is a Harsh Mistress

Gatunki: fantastyka naukowa fundament powieść


Polecana w tematach:

manipulations
Najlepszy fragment:

 Jestem racjonalnym anarchistą. [...] Racjonalny anarchista wierzy, że pojęcia w rodzaju "państwa" , "społeczeństwa" , "rządu" istnieją na tyle jedynie, na ile fizycznie objawiają się w działaniach samoodpowiedzialnych jednostek. Wierzy on, że nie sposób zrzucić winę, przenieść winę, dzielić winę... gdyż wina, odpowiedzialność i czyn to zjawiska występujące wewnątrz pojedynczych ludzi i nigdzie indziej.

Widziałem u nich na Ziemi te ich luksusy. Niewarte są ceny, jaką za nie płacą. Nie mówię o ciążeniu, oni nie zwracają na nie uwagi, mówię o głupocie. Wszystkim rządzi szaleństwo białego człowieka, czyli Ausweis, bitte. Gdyby wysłano do Luny biurokratyczne gie z jednego ziemniackiego miasta, to rozwiązałoby problem nawozu na sto lat. Rób to. Nie rób tamtego. Nie przekraczaj linii. Gdzie masz dowód opłaty podatku? Wypisz formularz. Pokaż zezwolenie. Przedstaw sześć egzemplarzy. Ruch jednokierunkowy. Zakaz skrętu w lewo. Zakaz skrętu w prawo. Kolejka do opłaty grzywny. Zabierz to i opatrz w znaczki skarbowe. Idź do diabła – ale najpierw załatw sobie wizę.”

„Owszem, nie mieliśmy wtedy luksusów; według ziemskich standardów byliśmy biedakami. Obchodziliśmy się bez tego, co trzeba by importować; w całej Lunie nie było chyba ani jednych automatycznych drzwi. Na początku nawet skafandry sprowadzano z Terrry – aż wreszcie jakiś sprytny Kitajec, kiedy jeszcze mnie nie było na świecie, zaczął produkować własne "podróbki" , lepsze i prostsze. (Gdyby wysadzić dwóch Kitajców na środku jednego z naszych mórz, to wkrótce zbiliby majątki, sprzedając sobie nawzajem kamienie, a w wolnym czasie dorobiliby się po tuzinie dzieciaków. A potem jakiś Hindus zacząłby sprzedawać w detalu towar kupiony od nich hurtowo po cenie własnej, i zarobiłby na tym kokosy. I tak się kręci nasz światek.)

– Czy nie przestrzegałby pan prawa, które większość uzna za niezbędne?

– Powiedz mi, co to za prawo, miła damo, a ja powiem ci, czy będę mu posłuszny.

[...] – Profesorze, mówi pan nieźle, ale jest w tym coś podejrzanego. . Nadmiar władzy w rękach jednostek – nie chciałby pan chyba, żeby jedna nieodpowiedzialna osoba zawiadywała... no, na przykład pociskami nuklearnymi?

– Ależ chodzi o to właśnie, że odpowiedzialna jest zawsze tylko jedna osoba. Zawsze. Jeśli bomby atomowe istnieją – a istnieją – to zawiaduje nimi jakiś człowiek. Z moralnego punktu widzenia "państwo" nie istnieje. Są tylko ludzie, jednostki. Każde odpowiada za swe własne czyny. [...] Ale zgodzę się na wszystkie przepisy, które twoim zdaniem zagwarantują tobie wolność. Ja jestem wolny bez względu na to, wśród jakich przepisów żyję. Jeśli mogę je znieść, to je znoszę; jeśli stwierdzam, że są zbyt dokuczliwe, to je łamię. Jestem wolny, gdyż wiem, że tylko ja ponoszę moralną odpowiedzialność za wszystko, co czynię.

Pozwól, że ja o coś spytam. W jakich okolicznościach grupa ma moralne prawo uczynić coś, co byłoby niemorale w wykonaniu pojedynczego jej członka?

- Eee... podchwytliwe pytanie.

- Podstawowe pytanie, droga Wyoming. Kluczowe pytanie, trafiające w sedno całego dylematu władzy. Każdy kto odpowie na nie uczciwie i będzie żyć w zgodzie ze swą odpowiedzią, wie , w co wierzy – i za co może umrzeć.

Wyoh zmarszczyła brwi. – „Niemoralne w wykonaniu pojedynczego członka..." – powtórzyła. – Profesorze... jakie pan ma poglądy polityczne?
– Czy mogę najpierw spytać o twoje? O ile potrafisz je określić.

– Oczywiście że potrafię! Jestem za Piątą Międzyarodówką, tak jak większość organizacji. Och, nie odrzucamy nikogo, kto dąży do tego co my; głosimy zjednoczony front. Są wśród nas komuniści, czwartomiędzynarodówkowcy, ruddyści, socjetanie, jednopodatkowcy i cała reszta. Ale nie jestem marksitką; u nas w Piątej obowiązuje program praktyczny. Sektor prywatny tam, gdzie jego miejsce, państwowy tam, gdzie jest potrzebny, z zastrzeżeniem, że wszystko zależy od sytuacji. Bez doktrynierstwa. – Kara śmierci?
– Za co?
– Powiedzmy za zdradę. Przeciwko Lunie, kiedy będzie wolna.
– Jaka zdradę? Nie znając okoliczności, nie mogę niczego deklarować
– Ani ja, droga Wyoming. Ale uważam, że w pewnych okolicznościach kara śmierci jest niezbędna... z jedną różnicą. Nie zwoływałbym sądu; sam osądziłbym, wydał wyrok i wykonał go, i przyjął pełną odpowiedzialność.
– Ale... profesorze, jakie pan ma przekonania polityczne?
– Jestem racjonalnym anarchistą. [...] Racjonalny anarchista wierzy, że pojęcia w rodzaju „państwa" , „społeczeństwa" , „rządu" istnieją na tyle jedynie, na ile fizycznie objawiają się w działaniach samo-odpowiedzialnych jednostek. Wierzy on, że nie sposób zrzucić winę, przenieść winę, dzielić winę... gdyż wina, odpowiedzialność i czyn to zjawiska występujące wewnątrz pojedynczych ludzi i nigdzie indziej. Lecz jako osoba racjonalna wie on także, że nie wszyscy ludzie podzielają jego przekonania, próbuje więc prowadzić doskonałe życie w niedoskonałym świecie... świadom, że jego wysiłki muszą być niezupełnie doskonałe, lecz nie zrażony samowiedzą własnej porażki.

[...]Ale Profesor nie wyglądał na zmartwionego. Rozmawiał z plutonami reporterów, uśmiechał się do niezliczonych kamer, składał oświadczenia, oznajmiał światu, że ufa Narodom Sfederowanym, że jest pewien, że nasze słuszne postulaty zostaną spełnione i że pragnie podziękować „Przyjaciołom Wolnej Luny" za wspaniałą pomoc, jaką okazali, przedstawiając ludziom dobrej woli na Terra prawdę o naszym małym, lecz dzielnym narodzie.
P.W.L. składali się ze Stu, pewnego biura badania opinii publicznej, kilku tysięcy zawodowych podpisywaczy petycji i wielkiej kupy hongkongijskich dolarów. [...]

Co to jest „wojna”? Jedna z jego książek definiuje wojnę jako użycie siły dla osiągnięcia celów politycznych. Natomiast siła to oddziaływanie jednego ciała na drugie za pomocą energii. W czasie wojny służy do tego „broń” – Luna nie posiada żadnej. Ale kiedy Mike przeanalizował definicję semantyczną broni, okazało się, że są to urządzenia do manipulowania energią [...]

Mike przyrównał to do sytuacji w XVIII wieku, kiedy niepodległość zdobyły brytyjskie kolonie w Ameryce, i w XX, kiedy wiele kolonii uniezależniało się od swych metropolii, i zauważył, że w ani jednym przypadku kolonia nie oderwała się dzięki samej sile. Nie, w każdym przypadku imperium było zajęte czymś innym i wymęczone i poddało się nie wykorzystawszy całej swej potęgi.

Autor: Robert A. Heinlein

Robert A. Heinlein

-

W Gavagai.pl znajdziesz opracowania z 0 dzieł tego twórcy:

Dzieła opracowane:

Brak pozostałych dzieł

Dzieła pozostałe:

Sztuka wojny, 36 forteli, Sun Tzu, historia Chin, kultura chińska, piękne opowieści, pięken sentencje, najlepsze tłumaczenie Sztuka wojny (The Art of War)